by nazwać filozofią chasydzką: bo dopiero w ten sposób okupi się, stanie się godnym spokrewnienia. Rodzice dziewczyny wcale o tym okupie nie wspominali. Od razu i to w sposób oschły i ostry wymagali zakupu mebli i powozu. Wymagali różnych świadczeń i przygotowań, które nie były w zwyczaju, a które widocznie miały być okupem za ten związek. Wszystkiego tego nie tylko w domu wcale nie mieli, może nawet nigdy nie widzieli. Nie mieli właściwie nic prócz dumy i zarozumiałości, a żyli ze wsparć różnych czcicieli rabinów Gerszona i Mojżesza. Zrozumiałe było, że owego „człowieka od ziemi“ (po hebrajsku amhorec znaczy równocześnie tyle co nieuk) uważali za konieczne zło, dla podźwignięcia rodziny do jakiej takiej świetności.
Różne wieści opowiadały różnie o dalszych dziejach tego małżeństwa. Nachman był konsekwentny, brał wszystko dosłownie. Gdy urządził mieszkanie, gdy sprowadził meble wiedeńskie aż na Jaworowo, gdy nawet kupił we dworze w Krzyworówni stary tarantas na resorach — na to, by żona jego nie trzęsła się jeżdżąc okropnymi drogami spod Bukowca do Kosowa — i starannie odmalował go na nowo, zabrał się do uczenia jej różnych mistrzów. Nie popuszczał cugli, a nadal troskliwie zajmując się gospodarstwem, starał się i ją nauczyć. A żona widocznie głęboko przekonana, iż wychodząc za Żyda leśnego i osiedliwszy się w tym pustkowiu z dala od ludzi, spadła na dno bytowania, także ze swej strony nie popuszczała mu cugli. Za żadną cenę nie chciała zajmować się karczmą, bo to przecie zajęcie nie dla niej, rabinackiej wnuczki. W stosunku do filozofii zachowywała obraźliwe i wyniosłe dyplomatyczne milczenie. Kilkakrotnie uciekała do rodziców, pełna wyrzutów i pretensji do leśnego gbura. Narzekała, że musi usługiwać brudnym chłopom i w ogóle gojom, a jeszcze — ha-ha — to wszystko godzić z „filozofią“. Zatem z kolei starsi miasta godzili te swary. Znów następowała faza pożycia. W rezultacie później już sam Nachman więcej siedział po kolibach niż w domu. A nawet, jak szeptała rodzina żony, sam niezbicie udowodnił, że jest — prostym huculskim Żydem. Bo zadawał się otwarcie z ładnymi Hucułkami.
Po latach jednak, gdy coraz więcej dzieci przychodziło na świat, unormowało się życie w karczmie. W czasie nieobecności Nachmana Leja nauczyła się doskonale gospodarować. Wprowadziła swoje innowacje i reformy. Karczma rzeczywiście słynęła z czystości, ale tego było za mało dla ekskluzywnej
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/205
Ta strona została skorygowana.