Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

aksamitami, złotem, bogactwem. Ale nadęte jakieś i nie umyły się nawet do prac Pinkasa co do kroju, smaku, gładkości, co do pomysłów i fantazji. Tymczasem tu nikt nie domyślał się nawet, co wart Pinkas. I po co było się fatygować! Żyda zachciało im się! Cóż za naród bez smaku! bez dowcipu!
Tymczasem wieść o tym wszystkim dotarła do sąsiednich krajów. Dotarła w końcu i do Rzymu. Papież wysłuchał dokładnie relacji. Zaniepokoił się widocznie. Pośpieszył osobiście do Hiszpanii. Otoczony najświetniejszym orszakiem, wśród bicia dzwonów i strzałów armatnich przystąpił do Pinkasa. W ręku miał czarowny ametyst, przed którym wszyscy chylili głowy. Patrzył czarnymi, ostrymi oczami tak przenikliwie, aż Pinkasa zakłuło coś poniżej wątroby.
— I to ma być Żyd?! — zapytał głosem suchym, ostrym.
Twardy dźwięk tych słów nagle przypomniał Pinkasowi dzieci, żonę i matkę, jakby je zobaczył tu przed sobą.
Jednak w końcu i Papież rozchmurzył się. Przystąpił do Pinkasa i podarował mu ametyst. Wtedy głowy wszystkich pochyliły się przed Pinkasem.
Dotąd siedział Pinkas wciąż zasmucony, zagryziony, duchem nieobecny. Wówczas rozweselił się także Pinkas. I uśmiechnął się, nie wiadomo dlaczego: czy mu śmiesznie było z tych honorów? Czy też rad był, że ów potężny, groźny Papież — der Pojbst — jak go nazywają stare żydowskie księgi — także udobruchał się i że już może koniec tym udręczeniom. Po raz pierwszy uśmiechnął się Pinkas i po raz ostatni. Bo wtedy znów nagle zachmurzył się Papież. Namyślał się i ważył coś długo. Zawołał w końcu:
— Stójcie chrześcijanie! To nie jest żaden Żyd! To zwyczajny drapichrust, to pewnie oszust, a raczej cymbał zuchwały, który zakpił sobie z was i z waszego zbawienia. Wasze zbawienie zagrożone! To nie sztuka pokochać takiego, jak ten. Gdybyście zobaczyli Żyda prawdziwego, prawdziwego wroga, wtedy zrozumielibyście, co to znaczy kochać nieprzyjacioły. A ty nieboraku, za to żeś śmiał narażać zbawienie tylu dusz chrześcijańskich, zginiesz niezwłocznie na stosie.
Zakotłowały tłumy jękiem grozy. Ujęto Pinkasa, związano go. On, pomny słów „Jego“ (to jest rabina z Ostrej) zawsze — także pod nowymi strojami — nosił śmiertelną koszulę. Teraz zrozumiał po co. Wówczas odezwał się po raz pierwszy. Zaklinał się, że on Żyd najprawdziwszy, że przecież to można sprawdzić. Ale w Hiszpanii nikt Żydów nie znał, nikt nie pa-