Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

zenty nie był wdzięczny; ani nawet za wielką łaskę Jego Świątobliwości, że zamiast do ognia palącego, posłał go w chłodne góry. To zrozumieć trzeba! Co myślał?
Pan Karolcio zaśmiał się:
— Zaraz, ale czy on w ogóle coś myślał?
Januńcio odpowiedział jeszcze poważniej i z podnieceniem:
— Panie radco, panie nadradco, a któż inny ma myśleć?
Młodziutki student, różowy blondynek, przerwał mu:
— Jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce pan Karolcio zostanie prezydentem apelacji krajowej.
Pan Karolcio rzucił mu twarde spojrzenie. Student zachichotał i schował głowę. Januńcio opanował się, odpowiedział bardzo powoli:
— Proszę-ż ja i przepraszam w honorże pana akademika. My garncarze nie jesteśmy panami akademikami, a panowie akademicy nie są garncarzami, a jeszcze mniej krawcami. Pan akademik jest uczony, wciąż uczy się, spieszy się, nie ma czasu myśleć. Garncarz już ma trochę więcej czasu, przy lepieniu garnków. Potem musi dąć w miech, skakać, barwić, uważać — myślenie przepadło. A krawiec? — zapadnie się na ławce, siedzi i siedzi jak sowa na pokucie. Krawiec to główna myśl. Któż inny ma myśleć, proszę-ż w honorże i przepraszam.
Pan Karolcio zadumał się ze smutkiem.
— Ha, cóż myślał Rarytas, cóż mógł myśleć Rarytas? — rozpamiętywał z przejęciem, aż wszyscy roześmiali się głośno.
— Pytanie słuszne, panie majstrze, ale to chyba jeden Bjumenko będzie wiedzieć, ja nie wiem.
— Pinkas, proszę majstra — odpowiadał Bjumen cierpliwie — tak w książkach stoi, wciąż myślał o swojej robocie. O igłach, o niciach, o kroju sukien. I o fałdach! Aby ich, broń Boże, nie było! W piątek myślał o szabasie, a potem znów to samo od początku. Więcej go nic nie obchodziło. A co myślał tam, za morzem, w Hiszpanii? Chyba coś myślał i pewnie do rzeczy, tachles, jak się to mówi. To znaczy: o rodzinie, o żonie, o dzieciach... A co jeszcze miał myśleć? Wy to najlepiej zrozumiecie, panie majster: przedtem był sobie krawiec, majster, a teraz co? Żyd, wróg, tylko wróg. A potem co? Już nawet nie Żyd, tylko co? To straszne. Ładne myślenie. To już najprędzej nic nie myślał, tylko bał się...
— Jak to? Cały czas bał się? Dzień i noc?
— A jakże. Mało tego, każdą godzinę, każdą minutkę. I to