To-ci, bratku, fałda! W sam raz! Jaka czarna! Co znaczy czarna? Węgiel naprzeciw niej, to nie więcej jak ta biała bułka. Jeszcze mniej: węgiel to czysta maca wielkanocna. Jakaż czerwona! Co znaczy czerwona? Rozpalone żelazo to tylko różowe wnuczątko od tej czerwieni. Główna fałda! Od niej wszystkie fałdy.
Wtedy przeraził się, zapłakał, modlił się i jęczał, prosił, aby Pan Bóg oddalił tę fałdę. I niech z nim dzieje się, co chce i niechaj z jego rodziną dzieje się, co Bóg da, niech tylko ta fałda rozegnie się i rozprasuje. I — jak to się stało, nikt nie wie — ale piszą książki stare sprzed dwóch setek lat, Pan Bóg wejrzał na biednego krawca, na jego modlitwę. Czy też może „On“, sam rabin z Ostrej, w to się wdał? Rozeszła się fałda, wygładziła się, było jasno, wesoło, dobrze na świecie. A widno mu było stamtąd daleko — daleko na boży świat.
Krawiec spokojnie zeszedł sobie drugą stroną góry, dobrym szerokim płajem aż do doliny. Tak powoli doszedł do cesarza, do papieża i do swego własnego grafa. Graf ucieszył się swym krawcem, cesarz był łaskaw na rarytasa. Papież patrzył długo, bystro. Czekał, co powie Żyd. A gdy Pinkas powtórzył mu wszystko dokładnie, do cotu, zadumał się Papież. Powiada w końcu do Pinkasa:
— Mój Żydzie, tak, to wszystko prawda. Jesteś Żydem, wszystko w porządku. Możesz iść sobie do swego pałacu, żyć spokojnie. Nam to jedno tylko koniecznie powiedz: czego życzysz sobie? Wszystko ci będzie spełnione, abyś nie został bez wielkiej nagrody!
Pinkas swobodny był, jak nigdy dotąd. A tak wesoły, jakby mu się udał najlepszy garnitur dla jaśnie pana grafa. Miał ochotę zaśpiewać. Może i zatańczyłby sobie. Zamiast tego powiedział panom:
— Kochani panowie, Bóg z wami! Wy panie Papieżu i panie Cesarzu i mój własny jaśnie panie Grafie! Ja was naprawdę bardzo lubię! I teraz wszystko rozumiem. I właśnie dlatego mam do was taką prośbę od serca: przyjmijcie ode mnie te skarby, któreście mi nadawali i wy i inni panowie tutejsi, i ci poczciwi tutejsi ludzie: — te pałace, te wielbłądy, te konie, te brylanty i perły, i sukna, i aksamity, i wszystkie wspaniałości. I zróbcie z tym co sami chcecie. A mnie najprędzej, już zaraz, odstawcie do kraju mego, do samej Ostrej, do mego rabina! I pokój z wami — szolem alejchem!
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/222
Ta strona została skorygowana.