Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/225

Ta strona została skorygowana.



IV. BUKOWIEC
1
PRZEPRAWA

W owe czasy przejazd przez Bukowiec z Jaworowa do Krzyworówni przypominał po trosze przeprawę z wysepki do wysepki przez obfitującą w burze cieśninę morską. Czymś zawsze upragnionym była pogoda, poza tym trzeba było mieć w zapasie dużo czasu. Dość powiedzieć, że gdy dziś przez tę samą przełęcz wóz dwukonny bez trudu przewiezie dwanaście cetnarów, ówczesnymi drogami nie mógł przewieźć więcej niż trzy, najwyżej cztery cetnary. Przebywano przełęcz chętnie w towarzystwie i to większymi partiami.
Gdy ruszyły bałaguły a za nimi inne wozy górskie i dolskie, po kilkuset metrach nikt już prawie nie siedział na furze. Niektórzy sposobili się do popychania wozów, do wstrzymywania ich. Inni pilnowali umieszczonych, z tyłu wozów, śrubowych hamulców, opatrzonych kłodami przy kołach. Cała karawana, tak pokaźna na Jaworowie, im bardziej zanurzała się w Bukowiec, tym bardziej wydawała się znikoma. Znikła potem w lasach i jarach. Pochłonęła ją przestrzeń Bukowca. Także turkot wozów i głosy utonęły w wichrze. Zresztą i największe karawany wozów w czasie dorocznych jarmarków kosowskich, a także całe zespoły drwali i przewoźników drzewa, tak zwane cugi, albo pielgrzymki setek ludzi, wystrojonych odświętnie a jaskrawo, podążające na chram cerkiewny do Jaworowa lub Sokołówki, podobnie znikały w obszarze lasów, stoków, jarów.
Ujrzeli wreszcie grzbiet nad lasami. Bywalcy pokazywali to i owo, opowiadali i objaśniali nowakom:
— Ot, tam wysoko na połoninie tęgi buk. Najstarszy ze wszystkich. Ostatni z dawnych. Pod nim źródło obfite, zimne — słodkie. Tamtędy nam droga! Hej! żeby Bóg doprowadził!
Rozłożysty wał Bukowca sięgał pięciu wsi górskich. Czuwał nad nimi, chronił od wiatrów, gromadził wokół siebie chmu-