Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

W pierwszym powozie jechał pan Władysław. Znajomi witali go głośno, nawet radośnie. Wszyscy Huculi skupili się wokół pierwszego powozu. Pojazdy stanęły. Pogadali sobie króciutko a głośno o gościach, o sytuacji w karczmie. Bo to nieodzowne w naszym kraju informować się wciąż wzajemnie. Rozstali się z wesołymi okrzykami: Zdoroweńki! Daj wam Boże zdorowieczko!
Za panem Władysławem jechał parą jurnych kuców świetnym nowym wózeczkiem panicz Stasio z dworu w Krzyworówni. Patrząc na woźniców uśmiechał się tajemniczo i figlarnie. Gdy minął ich, oglądnął się jeszcze, zaraz zaciął kuce. I najwyraźniej usłyszano odgłosy „pańskiej“ muzyki, jak gdyby kapeli z głębi wózka. Popędził jeszcze mocniej i wtedy usłyszano kołomyjkę. Nikt nie umiał objaśnić tego wynalazku.
I nasza karawana ruszyła w przeciwnym kierunku. Naprzód grzbietem Bukowca, przestrzenną równią w świetle, potem w dół ku stromemu i mrocznemu jarowi Waratynu. A ta południowa strona Bukowca była zupełnie odmienna. Z powierzchni droga schodziła jak gdyby sztolnią do wnętrza góry. Tam bowiem heroiczny potok Waratyn zbuntował się i zdołał się wedrzeć w łono Bukowca. Zniszczył część góry i wciąż usiłował zgarnąć z jej wnętrza jak najwięcej ziemi. Odwojowywał tak połacie swej rodzinnej góry dla rzeki, do której dążył. Jar Waratynu rozwierał się miejscami w przepaść. Nie było już pogody, światła i wiatru, tylko mrok, cisza, powaga. Strzelistego rytmu dopełniały wieżycowe smereki, chroniące stoki, strzelające z jaru ponad głazy, ponad skaliste brzegi Waratynu. Wśród nich odznaczały się niektóre szczególnie suche, zwarte i twarde smereki, znane pod nazwą szkid’. Powiadano o nich, że to drzewa gęstolate, gdyż „lata“ ich czyli słoje były gęste i zbite a nie grube. Na skalistym gruncie, pośród skał wyrosłe, same już głaźne się stały, metalowe niemal. Przepiłowane świeciły jak metal.
Cienistość i chłód jaru do jesieni jeszcze zachowały oazę lata. Dorodne i bujne ziołorośla pięły się z jaru ku światłu. Były przeważnie strzeliste. W proporcjach należały do tej samej architektury co drzewa i sam jar Waratynu. Wśród nich zwracały uwagę naszych podróżnych zioła, ważne z powodu różnej przydatności. Żółtawozielony hłeziń, którego jadalny korzeń ratował niegdyś ludzi podczas głodnych lat. I zánowat’ o kwieciu puszystym jaskrawożółtym, używana do kraszenia pisanek wielkanocnych. Dalej płetyci, duże fioletowe pnącze,