Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

skrzypiały, sworznie piszczały, hamulce piłowały i jęczały, koła szorowały o kamienie, uderzały o progi skalne. Im bardziej w dół zjeżdżano, tym mniej można było myśleć o tym, by usiąść choćby na chwilę na wozie. Trzeba było pilnować koni, dyszlów, kół i hamulców. I konie gorliwie same wstrzymywały zsuwające się na nie wozy. Niektóre wyginały się w kurczowych łamańcach, inne, co słabsze w nogach, siadały prawie na zadach, podnoszone jakby się zdawało przez stający dęba dyszel, uciekający kędyś ku górze. Pochód prowadziły konie Juryska — gruba Smaha i przypalonej maści karosz zwany Szkrumko. Te ciągnęły wóz, dokładnie opanowany przez hamulce, śmiało, równo, bez trudu. Semienennyk, jeszcze lżejszy i lotniejszy niż zawsze, pomagał gdzie mógł. Zbiegał na dół, powracał znów ku górze, przyciągał hamulec, podkładał kamienie pod koła, ilekroć który wóz się zatrzymał. Ramieniem podpierał ten i ów wóz nad samym brzegiem rozpadliny. Czasem chwycił za dyszel i przeprowadzał konie na zakrętach. Czasem uspokajał je lub zachęcał: „Ej, ha! dziateczki! ej, nie bój się, mój ty! Haj, haj, dalej siwku! Taaak! bratczyku.“ Głos jego górował nad całym jarem.
Jurysko bez troski o wóz szedł obok Bjumena gdzieś w środku karawany. Rozmawiał żywo z Januńciem, z Szizlem i z Hamerem. Towarzyszył im zeschły i milczący starowina Biłohołowy. I właśnie konno dopędził ich elegant górski i były bogacz, Palij Zełenczuk, zwany Zawedija.
Twarz Zełenczuka cechowały wybitnie męskie rysy, o wyrazie ważnym, rzeczowym, nie pozbawionym pychy, łagodzonej wyrozumiałym uśmiechem. Na szyi jego odznaczała się potężna jedwabna chustka barwy fioletowej z puszystymi frędzlami. Na rękach miał grube, skórzane „pańskie“ rękawice do jazdy konnej. W lewej ręce trzymał modny jasny kapelusz strzelecki, niepodobny do huculskich kresani. I zamiast harapa szpicrutę z gałką srebrną. Ocierał czoło z potu wielką czerwoną chustką do nosa. Na głowie warstwa włosów, nasunięta na łysinę w kształcie łopaty, nasmarowana była wonną fryzjerską pomadą. Ubrany był w czarne spodnie z grubego sukna po myśliwsku wpuszczone w dość wysokie miękkie żółto-przypalane buty sznurowane — które zwłaszcza podczas wyjazdów zwykł nosić zamiast postołów — i brązowy skromny kieptar z koziej skóry bez zwykłych ozdób, podobny do myśliwskich kożuszków. Kieszenie kieptara połączone były złotym łańcuszkiem od zegarka. Na wąskim skórzanym pasie pod kieptarem