miał zawieszony błyszczący futerał z niewielkim pistoletem bębenkowym. Podobnie rząd konia był mieszaniną pańskich, miejskich i huculskich części (jak strój samego Zawediji). Tylko narzucony na ramiona czarny serdak przypominał, że to huculski strój. A pyszna fioletowa chustka legitymowała go, że to nie byle leśnik lub choćby z miasta przybyły myśliwy, lecz gazda osiadły, rodowy, pępkowy. Zawedija marzył widocznie, by kiedyś całkowicie przebrać się w pański strój, ale nie odważył się na to.
Od kiedy wyręby lasów dały nie wyśnione nigdy przedtem możliwości zarobku, Palij nie zaznał spokoju, aż zdołał wyszukać nawet w niedostępnych zakątach kraju, te lasy i zalesione parcele, które z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem, należały mu się tytułem spadku. Wyrąbał je do cna i sprzedał. Wszelki import cywilizacyjny, szczególnie wynalazki, części stroju, lekarstwa, ale także tandeta cywilizacyjna nie dawała mu spokoju do końca życia. Kupował co mógł. Był opanowany pijaństwem nowości, orzeźwiał się rezonansem podziwu u innych.
I tak przed cerkwią po służbie Bożej z namaszczeniem wyciągał ze skórzanej torby kolorowe buteleczki o różnych kształtach. Na oczach wszystkich zażywał leki. Olśniewał tym ludzi lubiących się dziwić, miażdżył początkujących snobów chłopskich. Zdawało się, że wtedy był szczęśliwy.
Lecz dola i szczęście ludzkie mają ciasne granice. Aż żal było patrzeć jak luki w orientacji czy braki wykształcenia, które to zapewne mogłoby wskazywać Palijowi jeszcze więcej nowości, czy też po prostu wyczerpanie się zasobów, kładły tamę szczęściu Palija. Wydawało się w końcu, że przyroda jest bardziej niewyczerpana, że jest jednak ostatnią instancją szczęścia. Opowiadano niemało o powodzeniu Palija u kobiet. A raczej gdyby się w to wgłębić, wieści te widocznie miały źródło w sekretach powierzanych pobratymom przez samego Zawediję. Nieco dawniej ów artysta życiowy bywał nawet przedmiotem oburzenia. Przypisywano mu — chociaż nikt tego nie sprawdził — bezbożne a śmiałe powiedzenie: „Boga nie ma! To wszystko elektryka!“
W ostatnim czasie stawał się coraz bardziej przedmiotem kpin lub kpiących dykteryjek. Bo oto zwierzył się Zawedija, że wobec powodzenia u kobiet — bywa często w kłopocie. Udawał się więc często do lekarza kosowskiego, rzekomo celem poprawienia przyrody... Pokazywał tajemnicze butelecz-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/264
Ta strona została skorygowana.