wania. To nie opryszki z bujaństwa, ani rozbójnicy dla rabunku — tak po jednemu — tylko każdy nie będzie miał nic lepszego do roboty. Będą mordować za porządkiem wsie i miasta, jedni drugich. I chwalić się będzie każdy tym i chwalić go musi każdy. Bo to nie jak bądź: morderca będzie sędzia, morderca gubernator i ekscelencja, a mordowany to zbrodniarz i śmieć.
— Nu, niech wam będzie. A co robi ten ot, sprawiedliwy? Aby się trzymało wszystko?
Znów odpowiedział Jurynczyna:
— Zna pierwowieczne słowa, to wystarczy.
— O tym już była mowa, a chciałbym zapytać — mówił Januńcio — jakie to te słowa Boże? chrześcijańskie czy żydowskie? czy może pogańskie stare, czy jakie inne?
— Mówią, że takie i takie — odpowiedział Szizel — a inni mówią, że ani takie, ani takie. Ale i tak nie wiemy, czy to ten czy nie ten. Nic nie wiemy, a dobrze, że jest.
Dochodzili do miejsca, gdzie skały nagle zamykają drogę, a głazy zwisając z lewej strony grożą zda się przechodniom. Zatrzymali się. Biłohołowy cichym głosem odpowiadał jakby na pytania:
— Może to dostał od dziada gromowego, a może od rabina Balszymtofa. A może od obu? On tuli tę wodę. Bo to nie woda, to krew, co w nas wszystkich. Gdyby się woda rozlała, krew by się rozlała. A on zbiera to wszystko do kupy, do zgody —
Suchy dziadek obrócił się nagle:
— Tam, z góry z Bukowca, spomiędzy buków, z tej watry pod dymem białym — z dawien dawna na świat idzie światło —
Wszyscy oglądnęli się mimo woli. Tam w górze kuliste buki, ze sztolni Waratynu przez szczelinę widoczne, rozpłomieniły w świetle zachodu ogniste barwy, ruchem wiatru rozjarzone. Stąd z dołu spoglądały oczy, chłonęły światło.
— Daj mu Boże, i dzięki Hospodu! — powiedział Semienennyk, żegnając się trzykrotnie.
— Dzięki Bogu świętemu — powtórzył cicho Januńcio.
Mimo woli ten i ów zdjął kapelusz. Pożegnali się ze światłem, schodzili powoli do rozpadliny, do mroku.
Zawedija odpowiadał dźwięcznym głosem cierpliwie, poważnie:
— Te czasy minęły. Kto by się teraz mordował. Świat uczo-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/266
Ta strona została skorygowana.