ny. Każdy pilnuje swego, jeśli mądry. To musi pilnować i cudzego, dla swego interesu.
Jurynczyna Biłohołowy pociemniał. Uśmiech znikł mu z twarzy. Mówił jęczącym, rozeźlonym głosem:
— Oj pilnujcie, pilnujcie interesu! A słowa Boże pierwowieczne do berda rzućcie! Zobaczycie, co będzie. Szumieć będzie Waratyn krwią. Niejedną zasowę krwawą na głowę wam zniesie.
Szizel łagodził:
— Nu, nu, Pan Bóg wielki niech nas broni! I daleko od tego. A wy, panie gazdo Zełenczuku, nie chodziliście nigdy do przemówników?
— Czemuż nie? Ale nie dla bajek. Do Daradudy, do największego z nich, na Grablin, nieraz chodziłem. Chudoba gdzieś przepadła albo butyn się przygotowywał. Żona chciała wiedzieć gdzie szukać chudoby, a ja, czego strzec się przy butynie. I jeszcze inne sprawy — tak z życia. Niejeden ciężki grosz mu zaniosłem. I nie za darmo. On coś tam wie. Powiadają, że przez czortów. Może... a może jest jakaś elektryka, inny jej nie zna, on zna. Skąd zna? A właśnie, tak — z dawien dawna to idzie. Powiedział mi dokładnie: twoją krowę uprowadziła taka a taka baba, co ma dwie córki i jedna z nich ospowata. Jakby to widział! Znalazłem. Powiedział mi dokładnie: w ten a ten dzień wara chodzić do butynu, coś tam na was nasłane! I nie poszedłem. A brat poszedł. I to nie na górę, tylko pod butyn. To mu się z góry biłania zerwała, daleko na drogę się potoczyła, konie poraniła, o mały włos go nie zabiła. Daraduda chociaż mówią, że furkot czortów koło niego słychać — słowem żadnym nikogo nie durzy. Jak doktor, porządny jak kupiec: tu pieniądze — tam towar. Co powie, niechybne —
Januńcio przerwał dość żywo:
— Ej, przepraszam w honorże, tam jeszcze coś jest — słyszałem. I proszę-ż — a nasłania i te czary z daleka, to nic!
— A jakże, czort, doktor się znalazł ditczyj! Daraduda czarny pijanica z kocurami czarnymi. Kto go nie zna — oburzał się Krasijczuk. — Za pieniądze z daleka strzelbę czarami spohani tak, że zamiast kuli woda z niej pociecze. A miejcie to na myśli! Gdyby taki wypadek: ten piekielny siwuch na mnie — a tu strzelba przez wroga spaskudzona? Zamówiona! Woda zamiast strzału. Dobrze to ojciec mówił, że choć w tym naszego kąta Bóg strzegł. Miejsca dużo, nikt na nas nie na-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/267
Ta strona została skorygowana.