Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/277

Ta strona została skorygowana.

Jam z najskrytszego kąta giermek mały
Selenie, damie wzniosłej śpiewam chwałę:
Widzialnym czarom i cnotom tajemnym.
Jej bardziej służę w blasku jej czy w ciemnym
Mroku? Któż wie? Cel pragnień gdy zagaśnie,
Żałobny płomień ich tym strzela jaśniej.

O panu Władysławie a raczej o jego przeszłości, o magnackich fortunach i koligacjach, o petersburskich koneksjach, o powstańczych i rewolucyjnych czynach, o tragicznych losach jego najbliższych szeptano wiele wieści fantastycznych i fascynujących. W końcu nawet do książek się dostał. Znana szkocka autorka M.M. Dowie w książce „A Girl in the Carpathians“, napisanej właśnie w owym czasie, opowiada o tej przeszłości pana Władysława, że „sprawa jego wywołała niegdyś wielki rozgłos i że szubienica skrzypiała nad nim“. Miłe, ujmujące te wynurzenia obcej dziewczyny i poetki, między jedną a drugą wędrówką na Czarnohorę. Z piąterka schroniska pilnie obserwowała naszego samotnika, ukrytego wśród róż, w domku leśnictwa w Żabiem na wysokim brzegu Czeremoszu. Opisuje, jak to ów „mizogyn“, unikając znajomienia się, przysyłał jej przez przyjaciela malarza upominki i jak miłym stał się jej ów piękny „nihilista“, którego w myślach swych stawia obok bohaterów Dostojewskiego i Stepniaka, gdyż o polskich walkach wiedziała niewiele. W rzeczywistości pan Władysław z rosyjskimi bohaterami czy Dostojewskiego czy Stepniaka miał tyle tylko wspólnego, co owa groźba szubienicy. I chyba nic więcej. W rezultacie i u nas mimo powszechną sympatię niewiele o nim wiedziano. Nawet prawdziwego nazwiska jego nikt nie znał, chyba może nasz dziad. Na jego biletach wizytowych widnieje wydrukowane: Władysław. — I tyle. Na listach pieczętowanych można było widzieć herb: trzy trąby. Pozostał osobą podobnie tajemniczą, a jednak bliską nam i wszystkim dobrze znaną, jak jego pani Selena.
Gdy przywitał się z wszystkimi, a porozmawiał z każdym inaczej, jak to on jeden umiał, pan Władysław przysiadł się do młodzieży w ogródku, gdzie siedzieli liczni bracia i krewni pana młodego i ich przyjaciele. Chociaż opowieść Bjumena rozeszła się echami po całym domu, jak głosy pod szczytami Grahitu, jednak w jądrze swego rozgłosu, to jest w ogródku nie umilkła wcale. Przeciwnie, dyskutowano ją z nawrotami, właśnie coraz żywiej, im bardziej oddalał się sam Bjumen ku szczytowi Bukowca.