Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/298

Ta strona została skorygowana.

Wokół olbrzymiego gazonu bzu u stóp samego kolumnowego dworu aż pod galerię okrążającą dom od południa, huculskie, żydowskie i cygańskie muzyki wybiły się na czoło powitania. Przed nimi znacznie wysunięty stał starosta weselny Foka Maksymiuk z rodu Szumejowego, witając gości pół śpiewem, pół mową rytmiczną. Obok niego stał stareńki muzykant hołowski prawnuk watażków i wygrywał melodię starowieczną z samych zaśpiewów złożoną. Był to słynny Suchońkij, którego nigdy na żadnym weselu nie brakło. Nosił on dawny do kolan sięgający kożuch szary i bez ozdób, raczej biedny lecz przeznaczony wyłącznie dla uroczystości. Na dany znak pociągnął na skrzypcach motyw złożony z samych zaśpiewów, przeznaczonych do zaczynania pieśni. Suchońkij powtarzał w milczeniu jeden stary motyw za drugim, a po każdym ustawione w szeregu aż do budynku kuchennego rzesze muzykantów zarówno żydowskich, huculskich jak i Cyganów szczyciły się jak gdyby coraz to wystawniejszym motywem. Do tych motywów Foka pół deklamował, pół wyśpiewywał zduszając zagięcia melodii od muzyki w kierunku uroczystej przemowy, wygłaszał słowa powitania. A po każdym wierszu Suchońkij rozwijał którąś ze swych prastarych melodii. Po końcu każdej muzyki powtarzały swoje dźwięki bądź to za porządkiem, bądź wszystkie naraz. Cymbały przeważały. Dźwięczały refrenem podobnie jak fala Czeremoszu uderzając o brzeg zagina się zmarszczkami i fałdami tonów na miękkich piaskach. Poważnie lecz dobrotliwym głosem Foka przemawiał.
Niektóre refreny powtarzały się w długim szeregu aż po budynek kuchenny. Foka dał znak i niezliczone starożytne ciężkie pistolety zaczęły grzmieć jakby armatki. Dym ciągnął się długimi szeregami od budynku kuchennego, przenikając między drzewami aż po sad, zgodnie ze słabymi powiewami ustającego wiatru. Foka podniósł rękę. Strzelanie ustało, lecz coraz dalej ku wschodowi dym sięgał smugami, kółkami.

2
WESELE

[Przybycie gości weselnych zwiększyło ruch. Wszyscy oczekiwali, że niezwłocznie cały doborowy orszak uda się do cerkwi na ślub, jako że kościoła łacińskiego w Krzyworówni nie było. Biskup Isakowicz wstawał już i rozglądał się za Panną