Cnota zwycięża!
Ten ślub, winszunek ten, przyjm ten parol,
Ułożył Sztefan a wyśpiewał Karol.
Takich poetów i recytatorów nie przyjmowano wówczas jak dzisiaj głuchym milczeniem, ani próżnymi oklaskami. Kto wie, ilu pomocników już stało i traktowało pana Michalskiego. A on nikogo nie obraził. Czy wódka, czy piwo, czy porzeczniak, czy nawet miód, wypijał wszystko. I to nie tak powoli, by ktoś musiał czekać! A nie był ani trochę więcej podniecony niż przedtem.
Słuchaczom nie znającym go osobiście nie tak łatwo było zgadnąć kim był Michalski. Toteż usiadłszy wygodnie sam to opowiedział. Ale z roztargnienia przysiadł jakąś wspaniałą szarfę z sukni damskiej. Ledwie ją odratowano.
— Znacie, panouje — powiadał — naszych rzemieślników majsterski ród, mieszczan jak ich zwą. Bez nich cały ten kraj, co tu gadać, to byłyby syrojidy, pohane, prawdziwe. Bo niby kto? bo niby co? Panowie tu coś zrobili? To chyba tylko na pańszczyźnie mądre. Albo żeby za ogonami końskimi uganiać. Nie do nawuki. Nasz ród majsterski wszystko tu zrobił: to kuśnierze, to krawcy, to kapelusznicy, to — za przeproszeniem — szewcy, to kaflarze. To garncarze — jakże piękny stan, delikatny, samego Pana Boga naśladuje: co z głowy pomyślał, to z gliny ulepił. A wszystko to, wszystko — czyści, honorowi Polacy. To znaczy, między nami są i Rusini. A jak Rusin to co? To nie Polak? Z nas żaden nie potrzebował sadzić się, mówić po polsku. Jak jakiś perekińczyk, aby się pokazać i chwalić. Na co nam mówić po polsku? Albośmy i tak nie Polacy? Mówili po dawnemu, po swojemu. I wszystko szlachta. To znaczy są i mieszczanie. A bo co? jak mieszczanin to już nie szlachcic? A czemu Polacy? I czemu szlachta? Bo roboty, bo honoru, sumienia, wszystkim od nas się uczyć i basta. A mądrzy! Boże mój! Nawet w handlu, od Żydów nawet mądrzejsi. Ale gdzie któremu by się chciało babrać się handlem. Praca i honor! nie jak u Panów i Żydów. A dlatego to żaden groszem nie śmierdział.
Wy może myślicie, że to przez wódkę jak ja? Niech Pan Bóg broni! Ze mną to dzieje osobliwe. Mnie felozofia uderzyła do głowy.
— Bo właśnie ja ekstrakt jestem!
Ekstrakt z całego majsterstwa!