Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/303

Ta strona została skorygowana.

Bo właśnie najmądrzejszy człek to tak jak cesarz. Z dala od wszystkiego, łokcie i gacie ma dziurawe. I jemu wolno. Nie potrzebuje się pucować jak furman. Ale zadla tego ja piję i to za swoje! A łaskę robię, gdy daję sobie fundować. Jednak głównie piję z innej przyczyny.
Teraz wyspowiadam wam tę moją główną tajemnicę: ja jestem jajko kukułcze na całym tym świecie!! W bajkach to zawsze jest tak, że kukułka to diabeł, to pasożyt, a te ptaszki karmiciele to nieszczęśni biedacy. Ale weźcie raz od strony tego jajka. Co ono bidne ma robić? Rodzice przybrani, ile karmią, to zawsze za mało. I jeszcze się męczą, a może się i złoszczą na to biedactwo. Latać nie nauczą, gdzie tam. Ani latać, ani śpiewać, ani polować. Komu to uczyć i kogo. A ten ptak — rachujcie sobie — olbrzym, wciąż rośnie! a coraz głodniejszy! Szlachcic! Aż wyleci, aż go się przestraszą i uciekną. I tak nie dokarmiony, latać się nie nauczy, furkocze po świecie. Ale jak się odezwie gdzieś na połoninie, to sama wiosna się odzywa — kuku — kuku.
Michalski zakukał tak głośno, aż echo odpowiedziało od sadów, a za echem śmiech głośny zahuczał.
— Tak i ja meży ludźmy. Bez honorności mówię to: gdziem przyszedł, tom był za mądry, za dobry, za wielki. I za głośny dlatego. Com zrobił to najlepiej! I dla kogo? Kto na tym się poznał? Na co moje wynalazki, na co mądrość? Ahy! aż zobaczyłem, że tu najlepiej pić.
Ale to łatwo powiedzieć, a zrobić trudniej. Szlachecka głowa to nie taka spękana jak byle chłopa ani połatajka pańska. Co to parę kieliszków i już gotów. Dla mnie flaszka — psu mucha. Trzeba dużo! I stąd też szlachcic doszedł — wybaczcie to słowo — do szewstwa. Ahy! I każdy szlachcic to jajko kukułcze nieszczęsne. Ale nie wie o tym. Pracuje, jest najlepszy, jest gatunkowy a nie dokarmiany. Dola jego nie dojrzeje. I nikt nie wie o tym. A ja wiem. I nad tym płaczę. I piję temu U-u-u-u!
Michalski tak rozpłakał się nad losem kukułczego jajka jak bóbr. A choć zapewne nikt z uczestników wesela nie słyszał bobra płaczącego, każdy zapamiętał szloch i ryk Michalskiego tym smutniejszy, że połowa obecnych śmiała się coraz głośniej.
— Wy myślicie, że co? że nie żyje kukułcze jajko? H-u-u-u. Oj żyje właśnie, a wciąż chce jeść, by raz choć machnąć skrzy-