Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/305

Ta strona została skorygowana.



II. OPOWIADANIE STAREGO WIESZCZUNA MAKSYMA
(O tumie skalnym, opowiadane dzieciom)

Żaden człowiek, który ma coś na tym świecie, nie może dojść do świętego tumu, bo to co go tu trzyma, zawoła go z powrotem. Ja — sierota od małego dziecka. A wiedziałem, że moja matka na innych światach inne biedne sieroty Boże hołubi. Sama przyszła, powiedziała mi to na święte Narodzenie Boże, na święty Wieczór. A jakże! Chłopczyszem jeszcze byłem.
Mówiła mi też wtedy abym nie płakał, nie banował, bo ona tam sercem matczynym sieroty otula. I aby szukać Bożego dobra, a ludzi aby jak owieczki do zagrody zaganiać, do Bożej kosziery!
Gdzież to szukać tej Bożej kosziery?!
Dawno opowiadał w cerkwi ksiądz, że hen daleko, w Rzymie w kościele świętego Piotra jest brama prosto do nieba! I tam Ojciec Święty, papa rzymski, jako pasterz, postawiony przez świętego Mikołaja, ma klucz od tej bramy. Aby dusze jak owieczki białe pantrował, by je do nieba prowadził! Ale to zanadto daleko, straszennie daleko do Rzymu tego.
Słyszałem także coś od starego ślepca gromownika i lirnika, który tu z dawien dawna, z dołów, aż znad Dniestru zawędrował. Tam wysoko, wysoko mieszkał pod samym Ihrecem, na szczycie, gdzie wiatr ciągły. Nieraz nosiłem mu różne ziele. Słyszałem właśnie, że hen na Cerkwach jest tajemna furtka i przystęp do Bożego tumu w skałach. A stamtąd — okna na inne światy, do nieba. I dlatego te góry Synyci ludzie cerkwami nazwali.
A mnie jeszcze coś do ucha szeptało, koło serca łaskotało: Czyby tam nie można jeszcze raz, choć z daleka zobaczyć moją mateńkę. Bo może po trosze banuje. Czy naprawdę te biedne sieroty-dzieciątka, które tam piastuje, są dla niej grzeczne. Czy słuchają poczciwie, czy może się rozpieściły trochę zanadto. Zwyczajnie jak dzieci.