Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/313

Ta strona została skorygowana.



III. OPOWIEŚĆ O ŻYDOWSKIM KAMIENIU
(Szibche — ha — Jekely)

Potok Waratyn stanowi granicę między Jasienowem a Krzyworównią. Na samej granicy Krzyworówni, przy drodze, niedaleko mostu na Waratynie, stał przed laty duży dom żydowski, zbudowany na kształt zajazdu, to jest przecięty w środku wielką sienią, do której mogła wjechać wielka fura z końmi. Wielka brama na wysokość ścian domu zamykała w razie potrzeby tę sień. Jako dzieci jeździliśmy często bryczką z dworu w Krzyworówni na pocztę do Jasienowa. A czasem chodziliśmy, pod opieką, jeszcze dalej gościńcem ku przełęczy Bukowca, aż do Żydowskiego Kamienia.
Jesienią, gdy przyszedł okres świąt żydowskich, w domu nad brzegiem Waratynu odbywały się modły wszystkich Żydów z okolicy. Nieraz już z daleka widać było jarzące się świece. Ten obcy nam świat dziwił, czasem pociągał, czasem odpychał nas i najwięcej niepokoił. Bo nawet ludzie będący jakby domownikami, jak stary arendarz Ajzyk i jakiś jeszcze starszy Josel, stawali się w tym czasie inni: uroczyści, jakby niesamowici, dalecy, niedostępni. Nikt nie umiał nam więcej o tym powiedzieć, nikt co prawda, nie wzbudzał w nas niechęci. Mówiono nawet czasem z uznaniem: nasi Żydzi bogobojni szanują swoje, nieraz lepiej niż my...
Raz zobaczyliśmy Ajzyka, zdążającego powoli do „szkoły“, w dziwacznym przebraniu: w białych pończochach, w mesztach lakierowych, w jedwabnym chałacie, w pięknej lisiej czapce i z białą jedwabną chustką, jakby ze stułą, wyszywaną w srebrne kwiaty, w którą zawinięta była książka. Strój ten, tak się wydało nam, trochę podobny do ornatu księdza ruskiego w czasie żałobnej mszy, ale raczej do stroju tego Hiszpana, co to namalowany wisiał w kącie ciemnego salonu.
Zapytaliśmy niezwłocznie babcię, dlaczego on się tak przebrał. I otrzymaliśmy zwięzłą odpowiedź, która zapewne z powodu brzmienia nieznanego słowa zelektryzowała mnie: Ajzyk jest — chusyd.
„Chusyd“ — to słowo właśnie przejęło mnie dreszczem.