W końcu przyszła Antosia i zaczęła dość gwałtownie szarpać mnie za ubranie, z trudem opanowując zniecierpliwienie i irytację.
— Zawsze to samo. Nie można tak, tak zawsze się gapić. Już zimno... Trzeba i o innych pomyśleć. O! ja to powiem Babci...
Idąc drogą a raczej ciągnięty za rękę przez Antosię, oglądałem się jeszcze w kierunku jasnych okien.
Dowiedziałem się potem, że to właśnie święto żydowskie nazywa się Sądny Dzień. I że tak właśnie uroczyście je odprawiają — „chasydzi“. Od tego czasu czujniejsze oko miałem dla powieści o chasydach, czasem dopytywałem się szczegółów legendy o Żydowskim Kamieniu.
I tak przez lata snuły się, z gór spływały i układały mi się te powieści o ludziach pokornych i nabożnych.
Na ziemiach naszych widzi się nieraz po cmentarzach żydowskich przedziwne kamienie grobowe, pomniki swoiście rzeźbione i karbowane długimi napisami, jakby jakieś stronice księgi skalnej — a także ozdobione rzeźbami symboli i obrazów. Oprócz powikłanych linii i ornamentów, co zda się rysują odbicia zawiłych dróg myśli i tęsknot, spotyka się także rzeźby symboli tradycyjnych. Czasem jakieś potężne kiście winogron, czasem wieloramienne świeczniki, to znów postacie jeleni i lwów. Ale także gryfy i jednorogi — a niekiedy zrywający się do lotu orzeł — zdobią te zapisane stronice pomników. Jednak głównie same napisy, poza treścią, już swą zewnętrzną formą dają wyraz tym kamieniom.
Stąd taki kamień cmentarny wita czasem przechodnia bardziej wymownym obliczem niż niejedna twarz żyjącego człowieka.
Potok Waratyn przedzierając się przez progi skalne, przez głazów rumowiska, żłobi w ocalałych głazach potężne misy, prześlizguje się popod ściany gładkie jak płyty, przeciska się wśród warstw przezeń odsłonionych i wydartych i opływa strome lecz zapobiegliwie chroniące stok carynki. Schodząc z Bukowca na równię napełnia przejrzystą wodą niewielkie zagłębienia swego łożyska i podąża w kaskadach ku Czeremoszowi. Tam to stoi tuż przy drodze głęboko w ziemię zaryty, potężny głaz o rozmiarach koliby leśnej, zwany Żydowskim Kamieniem.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/315
Ta strona została skorygowana.