Z Sokolskiej góry widok rozległy. Jest jakby wszystko jedno, czy człowiek jest tam, czy żyje na świecie. Bo góra sama wita słońce, wita świat szeroki. A w dole Czeremoszu, w łonie przepaści — dokąd schodził Izrael, udając się okólnym płajem do kąpieli — świat zamknięty, jak to ciasne życie ludzkie, co tylko o sobie myśli i pamięta, a potem tak szlocha i wzdycha w światowej samotności, jak ta rzeka w skałach uwięziona.
Ludziom dzisiejszym się wydaje, że wystarczy rzucić kłopoty, ciągłe troski o chleb codzienny, o rodzinę, przesadny lęk o życie, a z tym i całą przemyślność i chytrość, przebiegłość i niepokój tych zabiegów, a wtedy na dnie duszy znajdą źródło, znajdą tętno radości. Stąd więc niektórzy sądzą, że to jest tylko zasługą Baal-Szema, że opuścił przepisy i tezy, książki i komentarze i całe to papierowe bogactwo, w które mężczyźni czasem tak się stroją, jak kobiety w fatałaszki. Że otrząsnął z siebie pył, rozsądek i rozsądeczek, troskę i zmalenie duszy.
Zapewne i to. Ale jakież drzewo może być bez korzenia? Jakaż smereka czy kiedra szczytowa bez żywicy? Jakaż radość może się zrodzić bez tęsknoty do Jedynego? A jakież życie bez Niego? On to rozlewa ją, tę żywicę w wielkie drzewo światowe.
I tego szukał Pustelnik.
Szukał też gleby, na której by ziarno tęsknoty tak starej jak jego ród, mogło wybujać bez przeszkód.
I jeszcze raz z tajemniczego nasienia, wichrem wędrówki zaniesionego — najdziwniejsze kwiecie niebiańskie wybujało — Wierchowina je wyhodowała razem z dziatwą swoją — kwieciem połonińskim: pośród złoto-płomiennej arniki, pośród wielkich chabrów górskich, pośród kielichów szafirowych goryczek i pośród złotokwiatu. Gwarzyła matka góra Sokola. Przytuliła do piersi matczynej sierotę z rodu tułaczego. Kołysał go Czeremosz.
A On, którego spojrzenie wszędzie dociera, uśmiechnął się w sobie, widząc swój rozkwiecony przybytek. I jednym błyskiem spojrzenia łaskawego na nowo ogrzał świat istot i ludzi.
Wtedy to na górze Sokolej słupem błękitnym z serca człowieka wykwitł ten klejnot kwiatowy — ku sferom. Zezwolenie światów nań spłynęło: Aby się objawić, by przynieść pocieszenie cierpiącym, by połączyć z Jedynym i wzajemnie ze sobą te istoty żywe, przepaściami od siebie pooddzielane, szlochające w światowej samotności, tak jak ta rzeka, tam w głę-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/319
Ta strona została skorygowana.