bi samotnej, w łonie Skały Sokolskiej szlocha. Przyszło doń słowo.
I słowo jest najważniejszym kluczem tajemnicy dla chassidim: ten cud, że dusza z duszą, istota z istotą może się porozumieć. Przelecieć przez przepaście światowe, jak ten głos trembity potężny, poprzez wierchy, przepaście i puszcze polata. Ze słowa płynie chór radości, chór obcowania powszechnego. Słowo słyszane naprzód, które jak dźwięk zdolne zbudzić człowieka bez jego woli.
Pamiętnej nocy, gdy na całej Wierchowinie lasy grały i jęczały w wichurze rzeszami drzew, gdy łamały się i kładły pokotem przed wichrami olbrzymy, gdy błyskawice wylewały powodzie światła, a pioruny dudniące jak grad gwiaździsty zdusiły wszelkie głosy — Rabbi śpiewał wraz z nimi.
Wychodząc zza jaskini poczuł na sobie oddech ognisty. Ujrzał — w głębinach światowych, w przepaściach jasności — korzeń mówiący. Słowo widziane. I poczuł jak krew światowa, żywica wypływa z drzewa światowego i wpływać poczyna żarem w jego żyły. I radość, radości wir, radość z wieczystych bezkresów dzwoniąca zagrała w nim. Cieleśnie, ogniście. Mocą zaś tej radości wszystkie iskry Boże, w świecie rozsiane, przez soczewkę jego duszy rozpalone, zaczęły się budzić, otrząsać z drzemoty wiekowej. I falą złotą szemrząc zgodnie płynęły ku Jedynemu.
Święte Pismo Światowe mu się otworzyło. Zakon nie w zmurszałych księgach, nie w zapylonych wiekiem szafach spoczywał, ani w szkatułkach ludzkiej pamięci. Grał jak wichury, dzwonił wraz z wodami, płonął i wstrząsał światem jak gromy. Rozsnuwał rozłogi korzenia swego, wciskał się, nici i strugi ogniste wciągał i pochłaniał.
Przedstawia wieść, jak to oblicze Baal-Szema, jego jasne oczy prześwietlone były odtąd spokojną radością. A za tym uśmiechem, życzliwym dla wszelkiej istoty, gorzały tajemnice światowe, jak świece świąteczne za jasną brokatową zasłoną.
A z tego źródła, ze Skały Sokolskiej wodospad, radosnej jak woda i pokornej jak woda wiary i wiedzy się rozszumiał.
I dalej opowiada wieść, że blask, jakby od watry ogromnej, gorzał wonczas na wierchu Sokolim, z daleka widzialny. Od watry tej zapaliły się wkrótce inne wici, wieszczące radość. Na to wezwanie przebudziły się liczne dusze Jehudim, rodu czyniącego dzięki Jedynemu. Porzuciły myśl o swoim ja. Zapomniały nawet o udrękach. I oddając swe serce uświęceniu,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/320
Ta strona została skorygowana.