wieka lub utopiła je w sobie czy skryła jak ziarno w swych czarnych skibach bezkresnych.
A panowie, piękni i dumni jakby jacyś bohaterowie z Biblii, na potężnych koniach z pysznymi orszakami wydali mu się tak twardzi i zimni, jakby Bóg dotąd nigdy nie odsłonił się ludzkości. Po śmierci ojca coraz bardziej obcy był mu ten świat.
Jekely w myśl rad czy nakazów swej nauki odbywał częste kąpiele i umywanie w rzece. Zanurzanie się w wodzie jest jakby wzorem dla oczyszczenia się ducha, dla uwolnienia ducha od zatkania pyłem smutku i ponurości. Po kąpieli odbywał wędrówki nad stromym brzegiem Dniestru wśród pól i łanów i gąszczy leszczyny. A te wędrówki brzegami Dniestru jeszcze inne miały dlań znaczenie. W żydostwie zakazane jest przypominanie o Bogu za pomocą obrazu. Zabronione jest utrwalanie oblicza spraw świętych. Ale Jekely nie miał świątyni, nie słyszał pieśni, ani muzyki. Więc z czasem z pomocą żony zbudował sobie mały szałas z gałęzi i liści, aby móc przebywać dłużej nad brzegiem rzeki. Aby szum fal przywodził mu ciągle na pamięć szum wielkiej fali — myśli Bożej. I tak pola, pagórki i niebiosa stały mu się świątynią. Szum Dniestru muzyką świąteczną, a mały szałas stallą do nabożeństwa i rozmyślań.
Siedząc tak lub przechadzając się oglądał na wiosnę wielkie siwe woły, jak powoli kołysząc się orały obrazy czarnoziemu. Patrzył z wysokiego, stromego i skalistego brzegu na wiosenne wylewy Dniestru, na potężnie buszujące fale bezkresne, jakby morze zatoką wdarło się aż tędy. I widział stoki pagórków zwrócone do słońca, zazielenione oziminą.
A daleko za tym morzem dniestrowym kontury i cienie gór — modre, tajemnicze.
Tam to właśnie niegdyś on, człowiek sprawiedliwy z duszą nieskalaną sprowadził ze światów, zapalił w sobie dążeniem ognistym — radość Bożą, którą dotąd ludzie tylko z dołu w wysokich sferach gwiaździstych, jako lutnię tęczową oglądali. A on dotknął jej strun gorejących i prądem tej pieśni wszystkie iskry Boże na wygnaniu tu światowym rozsypane powrotnym pędem zawrócił ku Niemu.
Jekely wiedział, że we wszystkich istotach jest myśl Boża — wiedział, że wspólna z ziemi prowadzi droga do serca świata. Jak inny młodzieniec, który naczytał się i rozmarzył czytaniem na zawsze, tak Jekely marzył o gorących skrzydłach Bożych. Już, już muskały go skrzydła gorące.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/323
Ta strona została skorygowana.