Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/325

Ta strona została skorygowana.

świata. Znał przecież na pamięć całe teksty: psalmów i pieśni nad pieśniami, jakby całe kaskady źródeł górskich i zawiłe sploty ciasno namyślone z Talmudu i Kabały, jakby tony uroczyste z głębin niebieskich grające. Chciał, [by] płynęły mu tutaj one wszystkie, jakby je odczytywał nie z pamięci, lecz falami mówione i grane falą słyszał, śpiewane w tych wielkich chórach fal światowych.
Było raniutko. Dalej na wschodzie nad falą dniestrową ze stepów powoli dźwigało się czerwone, wielkie słońce. A w dole przez falę Dniestru przedzierał się na małej tratwie jakiś człowiek w czerwonym ubraniu, które jaskrawiło się od czerwieni słońca. Gdy słońce weszło na nieboskłon, człowiek ten ukląkł na tratwie, zdjął kapelusz i patrzył w słońce. Siwe, bardzo długie włosy spływały na ubranie czerwone, a człowiek uśmiechał się do słońca i szeptał coś, jakby z zaufaniem przemawiał do starego druha.
Zbliżył się starzec. Jekely zdziwił się mimo woli, że tak stary człowiek ma tak łagodny i dziecięcy wyraz twarzy. Może pierwszy raz usłyszał tę samą śpiewkę radości na jego twarzy, której szukał.
Ten starzec był pierwszym górskim gazdą, jakiego poznał Jekely. Domyślił się tego od razu, gdy zobaczył olbrzymi pas skórzany, zdobiony, gurt potężny, opasujący cały tułów aż pod ramiona. Wieść przedstawia, iż mistrz nosił taki pas, kiedy czekał w górach na słowo objawienia.
Starzec skoczył rześko na brzeg i zbliżył się ku Jekelemu, pochwalił Boga, uśmiechnął się łaskawie i z prostotą. Zapytał go o drogę do jaru Złotego Potoku. Droga szła jarami zalesionymi i łatwo było zbłądzić. Powiedział też od razu, że idzie do znajomego dziada po nasiona, a niesie zioła i korzenie lecznicze z gór dalekich.
— Ot co tam widnieją — ukazał na nieboskłonie modre zarysy gór.
Szli razem potem jarami;
— A jakiej ty wiary jesteś, młodzieniaszku? — zagadnął go staruch wierchowiński. — Coś jakby jakiejś miękkiej. Nie widziałem jeszcze takiego.
— Żydowskiej, odparł Jekely, nieco zdziwiony pytaniem.
— Ej, widzisz synku, jaki głupiec stary ze mnie, nieukij. A ja myślałem, że żydowie to wiara niedobra, ludzie ostrzy, twardzi, i do napaści na chrześcijanina łakomi. Tak u nas mówią niektórzy za górą, w Jasienowie. A jakże! A ty jak syn