Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/331

Ta strona została skorygowana.

ale jak młody goj. Za wiele wiesz po czemu łokieć, a raczej po czemu kijaszek. Bo cóż znaczy trzeźwość u ciebie —
Jekely: — Trzeźwość to głowa jasna, bez lęku.
I jeszcze Jekely:
— Dopóki człowiek nie zanurzy się w ciemność, nie otrze się o strach, dla próby, to on w więzieniu, zaryglowany od Boga. Nic nie wie, jak koń, co wciąż w stajni, któremu wszystko znane — żłób, siano, legowisko — nie ma się czego spłoszyć. Dopiero na ścieżkach ciemnych, gdy jest całkiem sam — zobaczymy, co widzi: strach, brak ludzi, brak domu — czy Boga.
Aron: — Po co człowiek ma się pchać do ciemności? Cóż tam jest? Dół, w który wpadnie — pień, o który rozbije oko — pies, który go ukąsi, albo przestraszy — zbój, co go pociągnie pałką po głowie.
Jekely: — Tam jest taki kąt, w którym zobaczy, że jest sam.

Przed pójściem w góry, w Kosowie

Stary woźnica: — Śmiać się musisz, i szyderstwa naucz się. A potem, uśmiechem —
Jekely: — W tak poważną wędrówkę?
Stary woźnica: — Gdzie tam życie ludzkie jest kiedy poważne! A jak poważne, to już śmierć. To śmierć go ponad te śmieciuszki i drobiazgi — wynosi.
Rabin: Można tak u furmanów, ale nie u uczonych.
Stary woźnica: — Recht! Rebeleben. Rabinów i śmierć nie wynosi.

Braciszek

Gdy wyjechali ponad puszczę za Kosowem, Braciszek parskał jakby orzeźwiony powietrzem. Ale także szczurzył uszy, gdy dochodziły go jakieś powiewy czy zapachy i poszepty z puszczy. Potem gdy droga zaczęła się piąć stromiznami na Bukowiec, zdziwiony stawał, jakby pytał gospodarza: — Czy tu nie zaszła pomyłka? Lecz jako ze znał Jekely od dziecka, wiedział, że wszystko dobrze i poważnie myśli, uspokojony ciągnął powoli dalej wózeczek, a Rachela i Jekely gorliwie i radośnie pomagali mu. Jechali nie drogą, którą teraz wchodzi w Waratyn po przejściu przełęczy za starą ścieżką cłową. Tych jeszcze wtedy nie było. Jechali starym, prastarym gra-