Kiedy Dmytro Wasylukiw wydobywszy się z katowni w Kutach w taki zabawny sposób, zmuszony był ujść na Wołoszczyznę przed zemstą siepacza Berneka, zdrajca Kwiatkowski wyszedł z ukrycia i naprowadził hufiec zagórskich rozbójników. Ci w pościgu za ormiańskimi kupcami doszli aż do Jasienowa. I tutaj Kwiatkowski był wszechwładny, przeprowadzając opryszków nie znających kraju, zachowujących się jakby w kraju wroga. Szepnął pierwszemu opryszkowi, że Ormianie zostawili pieniądze w domu Jekely, do którego wszyscy mają zaufanie. Było to latem, Jekely był na górze, pod Pisanym Kamieniem, na modlitwach.
I wtedy stało się wśród głębokiej nocy to, do czego drzewa — trawy — ptaki — chmury nie powinny były dopuścić. Pijani zagórscy zbóje zamordowali Rachelę i dzieci Jekely. Wydaje się jeszcze dzisiaj, że to niemożliwe. Cała nasza istota krzyczy przeciw temu. I to wydaje się jeszcze dzisiaj, że czarna boleść wzniosła duszę Jekelego. Nie trzeba by o tym mówić. Ale należy to do legendy, w tym jest jej największa boleść, więc przynajmniej wspomnieć o tym musimy.
I tak zdeptano młodnik kiedrowy, z którego miał powstać wielki, Boży las.
I znów cześć przed boleścią nie pozwala nam się zagłębiać w to, co czuł i myślał Jekely. Jak o tym rozmawiał z Jedynym lub choćby może z ojcem-jasionem.
Bo jako że ufał niezachwianie w opiekę Jedynego, to nie mógł on, Jekely, który wybrał świętą, tajemniczą i niedocieczoną służbę ofierze Abody, myśleć — jak to czynią ludzie używający wiary jako środka, jako potęgi służebnej — że ubezpiecza tym życie istot ukochanych, najdroższych jego sercu. Raczej przeciwnie, gotów na wszystko, ufał może, że nawet wyrwanie mu serca nie zachwieje jego i jego bliskich i całego plemienia jego opiece oddanego lotu ku Niemu — Święte Jego Imię pełne cudów. Ufał w łaskę miłosierną Jedynego, wspólnie z nim płaczącą, jakby ze źródła-serca świętego krew sączącą i równocześnie oświecającą nadal drogę zbawienia.
I może byłby właśnie utracił tę ufność, gdyby go boleść powaliła. A może moc duszy Jekelowej tryumfowała także nad boleścią:
„Gdzie jest na ziemiach i światach skała granitowa, jaką mianowała Cię ufność moja?
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/344
Ta strona została skorygowana.