Wreszcie najstarszy ze wszystkich Szeryburiek uznał za stosowne uświadomić Filka o celu ich wycieczki.
— Patrzcie, synku Fileczku, że tacy starygany do ciebie przyszli, a ty nie wiesz po co. A może wiesz?
Szeryburiek-Medweży nie darmo tak się nazywał. Chodził niezgrabnie, a przy tym tak miękko, jak niedźwiedź, obracał się z trudnością, ale po krzepkiej postaci dziewięćdziesięciopięcioletniego starca widać było, że gdyby się obrócił... Spojrzenie było groźne — brwi krzaczaste, lecz oczy szafirowe, łagodne. Miał ogromne szpakowacie-szarobure włosy, prawdziwą strzechę, która ze wszystkich stron wysuwała się z kapelusza. Do Filka zwracał się z niezmierną miłością i z uszanowaniem.
Filko odwracał pół głowy od stracha wbijając [go] silniej w ziemię, ale nic nie odpowiadał.
— No co —? pewnie nie wiesz. Okazja wielka na całe góry! Co tu dużo paplać. Wpadli opryszki zagórscy przeklęci i pozabijali rodzinę Jekielukową na Jasienowie.
Filko odwrócił się nagle, tak pocisnął stracha, że główna reszta wbijana w ziemię, z trzaskiem pękła i strach upadł na ziemię i potoczył się w dół. Filko chciał go podnieść, potem machnął smutnie ręką, zostawił i tak stał znieruchomiony.
— Ta, co wy mówicie, ludzie? co wy? — zakrzyczał wreszcie. — Czyje dzieci? — I umilkł zląkłszy się swego krzyku.
— Ta słyszysz co mówimy, Jekelukowe żydowskie, żonę i dzieci, mówił tubalnym głosem Szyryburiek.
Filko lekko skubał wąsy i mrużył oczy — rozstawił nogi, rozłożył ręce i nawet już nie patrzył na stracha.
— Boża wola — rzekł cicho. — Nieszczęście z każdej strony — z każdej strony, dodał głośniej jakby dusząc się i zaczął tak w okropnym pomieszaniu zaglądać w kukurudzę i musztrować cały najbliższy zastęp opudów.
— Więc czekaj — ciągnął bardzo powoli dudniącym głosem Medweżyj Szeryburiek. — Złapaliśmy my tych zbójów potworów pohańców niechrystów zagórskich i mamy ich sądzić prawem starowieku. Kuca im godzina! [zmiażdżymy] im głowy. Ale nie ma u nas starszyny. Na twoje sumienie, Fileńku, całą sprawę położymy.
Filko popatrzył niedobrym wzrokiem, Szeryburiek lekko zmieszany umilkł na chwilę.
— Czekaj, nie przerywaj mi — znów skrzepił się i zaczął dudnić Szeryburiek, choć Filko nie rzekł ani słowa — my cie-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/351
Ta strona została skorygowana.