ciaż koń zupełnie się nie opierał, lecz przeciwnie szedł coraz chyżej.
— Karm tę wilczą pieczeń, a to ci później tak lezie jak ślimak, mruczał Szyreburiek.
— Tyś biedaku może zasłabł — witał się z nim Mołybożyn. Słoneczku Bożemu i sądkom braciom kazałeś czekać na siebie.
— Z pusta rzecz powiadasz. Słabnąć? I już teraz w lenistwie się rozpieszczać? Dość będę po setce — jak pozwolą Święci niebiescy — wylegiwać [się] i posługiwać młodziakami, tą pracą ich karmić, a pępkiem na niebo celować. Ale ot ta jazwa tak idzie, jakbyś miał ją do Kut do oprawcy sprzedawać. Ech! I nie kobyła to a [ma] śmierć.
Narzekając na kobyłę Szereburiek usprawiedliwiał w ten sposób sam przed sobą swoje spóźnienie.
— Sprawiedliwie mówisz, Paliju — rzekł Mołybożyn — pomijając niesprawiedliwe narzekanie na zacną kobyłę. — Sprawiedliwie! Starym to dobrze być i mądrym być. Ale nie zanadto dufać i młodych poszturchiwać i za nic mieć, jak to bywa! Bo prawdę rzekłszy młodość ma swój rozum, jak zwierka lasowa, inny jakiś ale czasem lepszy jak u starego. Nie ma się co wynosić. I to trzeba pamiętać, że starszeństwo starców przecież nie siła utrzymuje rzeszą nad młodzieżą całą. Tylko obyczaj stary, przykazania i ich dobra wola. Bo przecież przekazują to wyraźnie, iż w dawne, bardzo dawne czasy starców niezdolnych lub mało zdolnych do roboty wyrzucano po prostu het do lasu albo i zabijano, aby ich nie karmić. Zanim spostrzegli się, co stary rozum warta. Ale potem już inne przyszły święte nakazy albo i nauczyli się rozum starecki mieć w cenie.
Przed zaczęciem właściwego sądu trzeba było się posilić i pogwarzyć — wygadać, na to aby panowała serdeczność, zgoda i przyjaźń między sądkami. Sądkowie rozpakowywali z besah rzeźbione rakwy zawierające masło, bryndzę i świeży, pachnący piecem chleb owsiano-kukurudziany. I otwierając grubą koneweczkę posilali się „mocną“ to jest bardzo długo chowaną, starą kwaśną huślanką, taką jaką i dzisiaj w górach się pije.
Wołoczyszyn, co w młodych latach sam stąd tratwą aż do Gałacu dotarł i tam na Wołoszczyźnie szczęścia szukał przy tureckich korabiach służąc, opowiadał o tym jaki to chleb turecki słodki, miodowy, co z taką samą huślanką zajadają.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/355
Ta strona została skorygowana.