Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/357

Ta strona została skorygowana.

nieprawda. Tak już jest. I to jest prawo światowe. I to ci powiem, że gdzie Bóg miłosierny milczy, to ja i teraz choć niemłody, choć niejedno przejrzałem, zawsze za głupi, aby z milczenia Bożego czytać, choć wierzaj mi — zadumał się piękny Pihul i mówił jeszcze ciszej — słucham wszędzie, pokornie i szczerze, jak jakie słowo dochodzi albo skinienie Boże zabłyśnie.
Szyryburiek nie rozumiał dobrze o co im chodzi, więc się niecierpliwił jak zwykle.
— Słuchajcie, bratkowie, nie przypowieść mędrkujcie jak dwa diaki albo czerńcy monastyrscy ze skitu. My chcemy wiedzieć co zrobić, aby grzechu nie było. I przekleństwa gromowego Świętego Eliaszowego.
Petro Gotycz uśmiechnął się pod nosem i machnął ręką.
— Oto! nie ma roboty Świątek jak za dziadami spróchniałymi się uganiać. Na stuletniego będzie gromem celować! Ważność wielka! Tu rzecz inna. Oni mówią, czy warto sądem czy nie warto! Ot co! A ja mówię, że nie warto. Bo stało się: łajdacki i judaszowy czyn, judaszowe ziele [w]zeszło, ale nikt już jemu nie przeszkodzi. Oto nie będzie ni diak mądry ni czerniec, wiszczun najmądrzejszy z potęgą wielką, który wymyśli, aby nie było więcej przewiny i zbójectwa haniebnego. Możecie wszystkich [łupić] po głowach, a wiecznie zasiewać się będzie krwawo ziele smokowe — zasmradzać będzie ten świat. Ryczeć z radości będzie Archijuda.
Mołybożyn wołał zdziwiony [i] jakby uradowany:
— Właśnie — to co trzeba powiadasz. Ta dumka całe życie w głowie im się mieści. Tak jak te ptaki. Nigdy nie ustrzelisz tyle co odstraszysz od kukurudzy. Tośmy widzieli u Filka. Tutaj największy będzie majster i wiszczun, co to pogrozę znajdzie taką jak na te ptaki. I nic więcej nie warte prawo żadne. To mi nie tak ważne, czy my się sobie z Filkiem mylimy. To mi ważne, aby nigdy się nasienie Archijudy, smokowe ziele nie zasiało więcej. A gdzież jest taki mistrz od tego?
Słońce ogrzewało coraz goręcej. Trzeba było zejść ku grupie wielkich buków w drugim końcu połoniny — zaczęli się zbierać, a z daleka z dołu słychać już było, jak się zbliżał Wasyluk z całą kawalkadą.
— A gdzież jest taki mistrz od tego? — powtórzył jak swoje echo Mołybożyn, zbierając się z innymi i idąc ku bukom.
Gdy sądkowie usiedli na pryłuce pośród wielkich, starych, rozłożystych i gałęzistych buków, ukazał się Wasyluk, a za