tycz mówił, że Pan mu zabrał siostrę do siebie i sprzedał ją, i że z z pomsty [pojmał] Pana, uciekł w puszczę. Grabił tylko bogatych. Inni odpowiadali mało.
Pihuł zapytał Filka: — Czy pozwolicie mi, starszyno, jeszcze coś powiedzieć?
Wszyscy w milczeniu czekali.
— Powiadaj, rzekł Filko po krótkim milczeniu.
— Kwiatkowski nie jest godny sądu starowieku. Że grabił biedaków to pół biedy. Zdradził opryszków, zdradził katownik[ów], Byrneka, Panów, i teraz jest przyczyną wszystkiego. Proszą starszynę i sądków słonecznych, aby go wyjęli z sądu i od razu karali go toporami.
— Czy kto chce coś odpowiedzieć? — zapytał Filko.
— Ja, proszę łaski sądu słonecznego — odezwał się bardzo głośno Szyryburiek — aby go oddano pańskim sądom na szubienicę. To dla niego najlepsze miejsce. Tego on wart wiecej niż topora.
— A co mówi on sam, Kwiatkowski? — zapytał Filko.
— Ja proszę łaski sądu słonecznego, Słoneczka Bożego, zrobić tak jak mówił sądek ten oto stary — Medweży.
— Zgadzamy się. Tak będzie — odpowiedział Filko i zwracając się do Wasyluka:
— Oddaj go, bratczyku, dziś do furdygi, tam do domu panków w kryminar. Jeśli sam chce, to niechże nim tam już dalej jak chcą komenderują.
Nikt mu [się] nie sprzeciwiał, choć od razu wiedziano, jakie z tego mogą być straszne kłopoty. Przy zupełnej obcości pańskich sądów [i] nieznajomości gór mogli nie tylko zwać na świadków, grozić, indagować, lecz mogli uwierzyć prędzej Kwiatkowskiemu niż Filkowi. Tak jak to czynią do dziś.
Wasyluk kazał go przywiązać do dwóch kłód bukowych. Pozostali opryszki zwalili winę na Kwiatkowskiego, mówili że nie wiedzieli jaki jest Jekely. Myśleli, że taki sam karczmarz bogaty prowadzący rejestra długów i lichwy, jak i inni Żydzi na Węgrzech, bo tak im mówił Kwiatkowski, że handluje razem z Ormianami.
— A wy jak myślicie? Że gdyby był karczmarz to możecie mu żonę i dziatki małe pozabijać?
Opryszki tłomaczyli, że byli pijani, że obawiali się pogoni, obawiali się, aby ich nie poznała kobieta żydowska.
Śwytek, z wyczerpanym, bladym, wynędzniałym i zwyrodniałym licem, choć ubrany bardzo pysznie, płakał szczególnie
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/360
Ta strona została skorygowana.