i wesele świetne, a watra pachnąca lasem grała, ukołysywała wszystkich.
Wszyscy spoglądali na pana Władysława. Zagaił tedy ostrożnie:
— Drondieku, każdego korci dowiedzieć się jeszcze trochę o tych Syrojidach. Wspomniałeś, że Kudil nie przyglądnął się im od razu dokładnie. Ale skoro był długo w niewoli, musiał przecież ich poznać. Cóż to za stwory? Ludzie czy czorty, bestie czy wyrodki?
Drondiek ociągał się trochę. Odpowiadał na pytania, potem się rozgadał.
— Ha, gdyby kto to od razu wiedział, toby i sposób znalazł na nich. To była tajemnica. Tajemnica grzechu...
A to każdy człowiek powinien by rozkąsić. Ale gdzie tam! Każdego trzymał w szponach grzech główny: strach. Każdy trząsł się o swoją skórę, by jeszcze przeżyć dzień i jeszcze noc. I jeszcze pochłeptać trochę tej zgnilizny. I tak każdy się chudobił. A już najśmielszy o jednym tylko myślał, by uciec. Byli tacy... Bo aby tajny wydzierać z zębów potworom, potrzebna naprzód śmiałość. Ale potem jeszcze więcej, grubo więcej. A gdzie tam komu do tego — Jeden Kudil... I on dokonał swego.
Jak wyglądali? Ha, to przecież dokładnie wiadomo. Namalować to można, wyrzeźbić te maszkary, namalować cały ich kraj cacany, gdybyś umiał synku, tak jak kiedyś Derewiuk.
Żółto nad całym krajem tamtejszym. Wszystko zasłaniają i przesiąkają wszystko żółtawe opary i wyziewy z huzyci ziemi. Z tego wszystko żółknie, każdy tam żółty. Tak też i te Syrojidy wszystkie. Na oko bardzo do siebie podobne. Żółte to i zawiędłe, zeschłe z rodu. Bo od dawna wygłodzone, od wieków pewnie wystraszone głodem. Z daleka wyglądają jak olbrzymie liście z drzewa piekielnego, ugniecone na mary piekielne. Gęba to niby ludzka maszkara, jakby z drzewa z grubsza ociosana. A z bliska naprzód na maszkarze widne dziupło trójkątne. W dziuple tym jedna gała oczna. Okiem tym łypią chyżo i toczą na wszystkie strony, tak że więcej widzą, niż my, chrześcijanie, dwojgiem oczu. Szeroko rozdętym nosem wciąż węszą i wietrzą. Uszy mają malutkie, zmarniałe, zwinięte jak pierożki. Od ucha do ucha prawie sięga gęba syrojidzka, mięsisto-czerniawa, zawsze otwarta. Wielkie sine kły podwójne wystają z gęby, z każdego korze-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/390
Ta strona została skorygowana.