Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

prowadził ją do nowego budynku. Mówił nieco kwaskowato i z rezerwą:
— Oto nowa bożnica, tamtej starej, prawdę mówiąc, nie pamiętam. Za to ta nowa to szyk i delikacja, nieprawdaż? Nieuroku kosztowała fajne pieniądze, ale inaczej nie wypada. Ładny budynek.
— Ładny budynek? — rozpędziła się starsza pani — tamten stary, to był ładny budynek. Pamiętam doskonale.
Żyd w chałacie przepraszał:
— Przepraszam w honorże panią dobrodzikę, bo na twarzy napisane, że dobrodziejka. Ale czy to wypada panu Bogu ofiarować drewnianą chatę? Niech ma co najmniej to, co my mamy.
— Panu Bogu wypada dawać to, co ładne, a stara bożnica była ładna — wypaliła pani Babcia — a to co? — skrzywiła się wskazując na bożnicę. — Czyż nie mam racji, księże biskupie?
Prałat mruknął coś, jak mu wypadało, Żyd skrzywił się zniechęcony, a starsza pani nie zniechęcona kontynuowała:
— Czy wy mnie pamiętacie?
— Bardzo przepraszam — krzywił się Żyd zakłopotany — ale nie. Nie powiem, że jestem młody, ale mój tatuńcio na pewno by panią pamiętał.
— A co robi wasz tatuńcio?
Żyd skrzywił się boleśnie:
— Nic nie robi — odpowiedział — bo już nie żyje.
— A kto żyje? Czy stary Drapak, garncarz, żyje?
— Oho — odparł Żyd — nawet syn jego także fajnie stary już nie żyje.
— Któż zatem żyje? — niecierpliwiła się.
— Oho, jest dość takich. Najstarszy z nich Jańcie Salpeter, wiekowy furman, żyje sobie i żyje.
Tymczasem pani Babcia skarżyła się biskupowi półgłosem:
— Co to jest właściwie? Do kogo się odezwę, wszyscy odpowiadają mi z miną skrzywioną. Czyżbym była już tak stara i nudna?
Drepcząc u boku pani biskup śmiał się głośno nieco suchym, lecz szczerym śmiechem.
— Ależ nie, to z zakłopotania i z uszanowania...
Pani Zuzanna wypaliła:
— Niech buty swoje szanują, a mnie niech odpowiadają, o co pytam.
Za porządkiem wszyscy rozmówcy krzywili się jeszcze bardziej.