— Jeśli mam iść z wami, poznać chcę wasze tajemnice, waszą siłę, waszą słabość.
Peredowoża sięgnął wtedy jeszcze głębiej. Z pychą, z powagą ponurą odkrył mu taką rzecz, że Kudil, wciąż dzierżąc fłojerę w rękach, z wszystkich sił musiał trzymać się na wodzy, aby mu nie zawirowało w głowie. Oto kazał mu Peredowoża patrzeć w jamę ciemną obok swej nory.
Patrzyli obaj bardzo długo. Kudil zmęczył się, tracił siły, już prawie zasypiał. Aż nagle wstrząsnęły się podziemia, zadudniły z łoskotem zawory skalne. I otworzyła się przed nimi sztolnia ukośna, bez końca, o ścianach lśniących i śliskich. Stamtąd zakotłowało gromami, po czym sztolnia rozżarzyła się do czerwoności jak ulica ognista. I wypluła z wnętrzności kłębowisko dymów uśmiercających smrodem. To była brama piekielna, huzycia świata.
Peredowoża chłonął dymy łakomie, łykał je. Dudnił z nabożeństwem:
— Widzisz, stamtąd, z bezdni moi opiekuni ogniści dosyłają mi mocy i juchy. Siła moja nie z powierzchni. Czcić głębie tylko ja umiem.
Kłaniał się bez przerwy kiwając głową ku jamie.
Z trudem opamiętał się Kudil, taki nim wstrząsnął wstręt od tych pokłonów przed jamą huzyczną i od tego chełpiarstwa.
Tak poznawał różne ich tajemnice, ciekawił się nimi. Nie dawał się lękowi. Zdawało mu się, że odkrywał dla siebie co najważniejsze. A im się zdawało, że mogą go uwikłać i że będą mieli dla siebie tego junaka, jak niegdyś mieli nauczycieli ludzkich.
Jednak choć Kudil wszędzie miał dostęp i choć sam Peredowoża co jakiś czas wychylał się doń z jamy, nie dopuszczali go do pieców, gdzie pieczono ludzi, ani do jatek ludzkich.
Przyszedł dzień, że znów osaczono i zamknięto Kudila. Zamknięto też wszystkie trzody ludzkie. Już przedtem słyszał Kudil, że zbliża się największe święto Syrojidów. Dosłyszał też, że niektórzy nazywali je po cichu — świętem słobody. Ale nie chcieli mu tego odsłonić. Świętowali je potajemnie.
Kudil jednak znalazł sposób by podglądnąć to świętowanie. I cóż zobaczył?
Peredowoża wypuścił cały ród Syrojidów na paszę: i starych omszonych jak kłody praleśne i watażków i młodszych, znijaczonych jednakowusieńko wojaków i małe Syrojidzięta
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/401
Ta strona została skorygowana.