Huczało źródło, dzwoniły huki. Pieśni dzwoniły, modlitwy szeleściły.
A gdy równocześnie zeszli w dół ku wodom, potężny grom wód i huków, pieniących się na skałach, pochłonął wszystkie głosy, onieśmielił wszystkich. I obie strony po obu brzegach w milczeniu napiły się z tego samego źródła.
Źródło wymiata, ługuje i wymywa duszę. Szczątki pyłu z niej porywa, zagarnia na przeciwległy brzeg i niesie dalej — któż wie dokąd? Zbawienne ono — święte — ale groźne dla śmiertelnych. Tak wymieść i wyzwolić duszę można tylko w obliczu Boga, a nie w obliczu ludzi. Tym bardziej nie dla uszu wrogów-wyrodków. Tak pusto i czysto na duszy jak u małego dziecka. Ale słabo, omkno, jak gdyby z serca, jak ze spękanego czerepu wysączyła się krew. Coraz bardziej cienieje struga życia, zanika, kończy się. Toteż każdy głos, który płynie z przeciwnego brzegu, napełniając duszę, sadowi się i gnieździ jak u siebie. Jak gdyby własną krwią napełnia się nim opustoszałe serce.
Dlatego dawniej właśnie w takiej chwili ludomory znijaczali do cna ludzi zniewolonych. Bo gdy strachu tama tęga lepiła się jak wał i zatykała szczelnie od środka duszę, narzucały się na nią głosy. I co wykrzykiwał z drugiego brzegu ludomor, to biedny, wyssany z myśli człek, miał za swą myśl:
„Jestem bydlęciem Watażka i Karmicieli. Jestem szczęśliwy, nie myślę o sobie. O Karmicielach myślę i o wodzach mych — oślakach.“
Tak utwierdzała się niewola.
Także onego razu pustka czarna ogarnęła dusze ludzi. Jak ostateczny sąd. Najcięższa to chwila była z całej wędrówki Kudilowej, najbardziej ważka. Potężny szum źródła głuszył każdy głos osobno, jednak ponadeń wydarł się okrzyk z piersi człowieczych.
— Zabrało nam duszę! Zaraz twarde rozkazy przyjdą od Karmicieli.
Z drugiego brzegu coś przebijało się poprzez szum wód. Pomiędzy grające fale i szepcące krople przemykały się bzykania tłustych, opiłych krwią bąków bydlęcych. To dusze ludomorów. Rzucały iskry ku duszom ludzkim. Jedna przeciwna drugiej:
„Zagłodzim was!“
„Woda ich matka!“
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/410
Ta strona została skorygowana.