Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/413

Ta strona została skorygowana.

Wtedy, to właśnie przerwał się żywy prąd, co łączył te gromady, te rzesze liści. Skaziła się ich tęsknota. Im bardziej oddalały się od rodu własnego, tym bardziej były potworne, niewolne.
Na granicy świata czuwają te drzewa, na straży, naprzeciw wrót piekieł. Za pokarmem nie uganiają się, z ziemi, z powietrza, od słoneczka biorą soki. Przebyły wielkie dzieje.
I taką nauką, źle mówię, zagadkę taką zostawił nam nasz watażko Kudil, pierwszy mistrz fłojery. Trudna albo nietrudna, a nie byle jaka. Słuchajcie, zgadujcie.
We wszystkim co żyje święta siła drzemie. A groźna także. Czcijmy spokój drzew, znak, że zwyciężyły. Z wszystkiego co żywe zbawienie wyrosnąć może. Zniszczenie też. Tak wszystko co żyje łączy się, u źródła życia schodzą się korzenie. I od nas zależy co gdzie na krańcach świata się dzieje. Jaka gra taki taniec, a każda chwila ważka.

4
POWRÓT

Wyzwoleni z niewoli ludzie wybrali się przez wielkie stepy ku zachodowi, ku swoim krainom. I dali sobie radę. Zabrali z kraju niewoli dzikie oślice, paśli je na stepach i karmili się ich mlekiem. Szli odtąd w słońcu, w ciągłej pogodzie i jasności bez żadnych mrak. Wolni byli od lęku, ale trzymali się Kudila. Także głodu się nie bali. Czasem suszyli trawę i jedli kłoski suszone. Czasem Kudil wyszukał im jakieś ziele, rozpalał watrę i gotował je.
Po kilku tygodniach napotkali pierwsze samotne chutory w stepie. Ludzie stepowi z chutorów, mówiący mową naszą chrześcijańską, sami rozumieli, że wędrowcy wracają z ciężkiej niewoli. Ratowali ich jak mogli, karmili, odziewali. Schorowanych i słabszych zatrzymywali na chutorach. Po każdym takim odpoczynku wędrowcy powoli nabierali sił, przychodzili do zdrowia. I sam Kudil przestał już myśleć o zmorach i lękowiskach, o ludomorach, o przypiekielnej dziedzinie. Przypatrzył się swym towarzyszom. Rozróżniał teraz starców i młodzianków, kobiety stare i młode. Jakże żałośnie wyglądali wszyscy, nakarbowani bliznami, z zapieczonymi wiecznymi siniakami. Oczy ich były wypłowiałe, oblicza popieliste, członki powykręcane od uderzeń oślaków. Snuli się wolno,