nie ostatni, ale ja nie prawuję się o tytuły — nie lękajcie się. Mój blask także z ostatniego miejsca rozsnuje się poprzez niebiosa, bylebym miał miejsce w niebie, bo bez tego —
— Wasz blask wysnuwa się z was i odradza się, to słuszne, toteż po trzecie, dla wchłonięcia cząstki blasku nieba, ostatnie miejsce stosowne jedynie chyba dla takiego jak ja, który boi się pchać się bliżej, a wy...
— Ależ reb Ostatni, przypomnijcie sobie, że nafta i gaz ziemny chwytają chciwie płomień nawet z dala, od którego mokra szmata nawet z bliska nie zajmie się. Nie obawiajcie się, nie upierajcie się, nie kręćcie! Ustąpcie, bo moglibyście pożałować, gdyby mój blask zaczął się pomnażać, naruszać —
Czerwona Gwiazda rozpierając się w bramie blaskiem, ciskała snopy i wytryski ku Sferom. Niebiańskie Wyspy, Sfery i Trony przemigotały się wzajemnie znakami czuwania. Cichy blask Ryby wessał czerwień jak sito, lodowy wiew odbił się, wrócił ku bramie klinem. Czerwona Gwiazda blednąc syczała:
— Widzicie, reb Ostatni, ustąpcie czym prędzej miejsca.
— Rabbi — krzyczał Ostatni — uznajcie przynajmniej ostatni punkt: taki jak ja jest po to, aby będąc sam dość ciemny i bardzo oszczędny ze światłem, wyłapywał resztki światła z ciemnych resztek świata. Choćby najmniejsze światełko, a może jeszcze trzeba będzie kogoś wciągnąć do nieba? Do tego wyście zbyt bezdenny, zaciemniająco bogaty.
— Reb Ostatni, to nie wasza rzecz, miejsca niebiańskie zajęte, wypełnione szczelnie, tu już na nikogo nie czekają, ani nie reflektują.
— Tego nie wiem, ale to jedno wiem, że jestem tutaj stróżem, a to na pewno nie jest robota dla anioła. A może? — Zaczynam coś rozumieć: może to wasza cześć i duma być — ostatnim? To wspaniała nowość jak na pierwszego z aniołów, ale dobrze wiecie, że nie jesteście. Raczej odwrotnie.
— Widzę, reb Ostatni, że uderzam w wasz upór jak w bezdeń, jakoś inaczej muszę was skłonić. Cóż robić? Wtajemniczę was dlaczego naprawdę, a nie dla marnego honoru jestem ostatni. Oto szukałem, jak się rzekło, pewnej rzekomej ryby, która była może tylko okolicznością z przepastnej głębi, ale —
— Rzekoma ryba była taką sobie okolicznością, czy okoliczność stała się żywą rybą?
— Owszem, pytanie jak na was, wcale ładne, a jak widzicie trudne. I groźne! Przypomnijcie sobie wasze sny, w nich
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/422
Ta strona została skorygowana.