chej ciemności. I spiorunował mnie światów śmiech, spalił mą powłokę, odrodził z korzenia. A teraz co? Już się nie stracham, chcę skakać, chcę tańczyć, chcę wędrować po światach niebieskich, bo tam mnie jeszcze nie widzieli. Zasnąć na wieki mi nie dano i za to przygarnęliście mnie, jakbym wcale nie był sierotą. Proszę was o wędrówkę. Teraz rozumiem: „Podziw dla Przedwiecznego wchłania bojaźń, a ufność Weń na małym palcu uniesie cały ocean Pana“.
U powały niebios wyrwała się z ciemniejącego szafiru ku odległym krańcom nieba błyskawica. Spuchniętym zygzakiem pruła ciemne światy, świdrowała je ognistym przypływem, wdzierała się w czarne brzegi, w czarne lodowce, w bryły ciemnych światów. Rozszczepiła się na ogniste pytajniki, szukała. Potoczysty grom ozwał się z góry.
— Człowiecze, synu mój miły, łachmanami zasłonić się silisz, jak gdybyśmy cię znaleźli na śmietniku światów. Pokora twoja zwierciadłem ściąga wytryski świateł, a ufność odstrzela je światom. Patrzcie wy Trony, Sfery i Wyspy, oto syn mój królewski, ciemnościami sprawdzony, wam pokrewny.
Głębia zwisająca z powały osunęła się mgłą górską na blaski Wysp, Tronów i Sfer. W szafirowym mroku tylko Sámael znów opajęczył się czerwonymi kręgami i baniami, co rosły jedna wokół drugiej.
— Ojcze — prosił — pozwólcie mi wy cieniować wasze orzeczenie, jako że samo w sobie prześwietlone nie do zniesienia. Brat mój człowiek dodał właśnie żaru mym popiołom.
— W niebie wolność zupełna — wytchnął głos ze zwisającej głębi. — Oto sejm wolności niebieskiej.
Czyhająca głębia wznosząc się oddalała się coraz wyżej. Pod nią rozpłomieniły się kołami i wieńcami świateł, w końcu trysnęły światłem Wyspy, Trony i Sfery. Wokół nich przewijała się Ryba siecią, splatając je w tęczę. Pajęczyny Czerwonej Gwiazdy chwiały się. Rozniecając je na nowo lodowym tchnieniem Sámael przemówił do Sejmu:
— Moja długotrwała wolność przeciwnika krępuje mi wol-