mieniałe i ślepe wlokły skałę za skałą ze szczytu, a staczające się skały druzgotały im nogi i pyski. Zwierzęta milczały. Ze skamienienia czy z bólu zamurowanego? Któż wie? Lecz nieliczne oślepłe już konie skamieniały tylko po szyję. Z żywej szyi, kamieniejącym głosem rżały ku górom, ku morzu, ku niebu.
Przez naczynia połączonych snów doszły mnie wieści, że wysokie Wyspy, Sfery i Trony obarczały mnie surowo, że nie ratowałem moją znaną odwrotną drogą... Ale tego za dużo! Świadczę się mym światłem, co ostało się wśród lodów. Zastrzegam się przeciw takim zarzutom i przeciw takim podejrzeniom, abym ja, syn światła, troskał się o takich, co według świadectwa niemych i wygasłych świadków skazali Pana, a tylko dzięki wstawiennictwu przeciwnika pozwolili mu umrzeć ze zmartwienia. Tym mnie skazali na bezczynność. Litości pod ręką nie miałem. Niechaj ona zagląda przez ślepe kamienie w serca skał.
Takie były me próby rzetelne przeciw Panu, przeciw pokorze, przeciw sobie samemu.
Sámael czekał, Wysokie Światła czekały, ani drgnęły.
— Domyślam się — mówił ciszej Sámael — że apologia moja nie wystarcza świetnemu Sejmowi. Oskarżenie najmarniejszych nie posiliło was dostatecznie. Zapewne świetny Sejm pragnie mocniejszego łyku: pochwały odwrotnej najświetlejszego człowieczeństwa i wspomnienia największej mej klęski, to jest mej zasługi. Przeto wycieniuję mą próbę ostatecznego poniżenia pokory. Mój młodszy brat niechybnie zaświadczy jeśli —
— Jeśli co? — zapytał człowiek.
— Jeśli przypomnę wam ostatnią jawę, którą mieliście za sen. Tak była dotkliwa, że obudziliście się w bramie.
— Nie szukałem was, nie zauważyłem was, a jawa była tak nasycona wyciągiem ze szpiku świata ziemskiego, że stała się snem, co rozsadza i budzi.
Sámael wołał:
— „Ktokolwiek oskarża mnie, wynosi mnie“, nie zapominajcie, że to jest moje podstawowe prawo. A wy wyzwolony z odwrotności, człowiecze, jak gdyby owijacie w muślin milczenia wasze bohaterstwo a tym samym ukrywacie moje ostatnie arcydzieło tańca, mój arkan górski, do którego zaprosiłem pokorę.
— Nie mnie o tym rozstrzygać.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/434
Ta strona została skorygowana.