Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/439

Ta strona została skorygowana.

spoglądam ku wam. W was szukam resztki tylu mych światełek zbiegłych ku wam, śladów tej nadziei mych snów, że w ciemnych głębinach drzemią nasiona wszystkie, nie rodu mego i nie nad innych wywyższone. Lecz że ssały wszystkie dzieci człowiecze z piersi matek ufność. Po to porodzone, aby się zasiać w pamięci Najwyższego, aby się nigdy z Nim nie rozłączyć, aby Go wiecznie oglądać.
Znad Sfer, od Tronów, od Wysp, od Świateł wysypała się odpowiedź: milczący deszcz zapachów. Strumienie pyłów kwiatowych wybłyskiwały, ocalałe zalążki odnowiły się, rosły, rozszerzały się krzewy, drzewa i lasy świecące.
Także Sámael milczał. Z jego pajęczyn oderwały się czerwone groty, z małego ogniska wysypały się ku Sferom rojami czerwone pajączki. Z nich snuły się nowe sieci, by podgryźć i razić, by od dołu, od głębi dusić i gasić nowe ogrody i lasy świateł. Wzniecił ostatni bunt przeciw rozrastającym się niepozornościom. Lecz morze światła wessało czerwoną rosę, wciągnęło i pochłonęło całą sieć Sámaela, a lasy nowych świateł szerzyły się, falowały, strzelały. Czerwona Gwiazda skurczyła się do niepozorności. Spoza niej Sámael cicho i poufnie kusił po raz ostatni:
— Dotąd wygraliście wszystko, teraz wytoczę najcichszą groźbę z najdalszej głębi. Wobec ujawnionych szans dla niepozorności proszę Wysoki Sejm o sprawiedliwy posłuch dla mych słów najcichszych: nie przeczę, Ostatni nie wierzył mi, gdy mu udowadniałem krok za krokiem, że Pan nie troszczy się ani o jego ród, ani o niego, ani o inne dwunogi. Ależ on nie wierzył nawet Panu samemu, gdy ukrywał się przed nim. I komuż wierzył ostatecznie? Sobie samemu, swoim rojeniom. Przyznajcie to dzielnie, reb Ostatni.
Ostatni odpowiedział:
— Nie wierzyłem, gdy Pan chował się przede mną już od samego dzieciństwa. Podbiegałem za węgieł — nie ma; musi być za drugim węgłem. Podbiegałem za drugi węgieł — nie ma. Od węgła do węgła biegałem. I wówczas nie Pan, lecz wy, mój Rabbi, szeptaliście mi z mroku każdego węgła: „Nie ma Go”. Pan udowadniał mi to jedno: że trzeba Go szukać, tęsknić. Pan jest niespodzianką ponad nadzieją, wbrew nadziei, na samym końcu szlaku tęsknoty.
Sámael ogłosił:
— Moja rola skończona, potomstwo mych blasków wessane przez Świetny Sejm. Rodzicielski blask ogniska niepo-