Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/448

Ta strona została skorygowana.

ry. Człowiek szuka Boga albo modli się do świętych, albo wzywa duchy. Bądź też za pomocą czarodziejskiej molfy zaklina i zmusza demony. Sięga wprawdzie też do Dziadów, do dusz umarłych, prosi ich o błogosławieństwo, modli się o ich spokój. Ale sięga poprzez próg śmierci.
Święto rachmańskie ma ton szczególny: od ludzi do ludzi zwraca się znak-ofiara i słowo modlitewne. Od ludzi omylnych i niemądrych do mędrców wzniosłych, od skłóconych i zawistnych do życzliwych i uświęconych, od grzesznych ludzi i gnuśnych do miłosiernych i przyjaznych światu — Rachmanów. Czy znane jest panom takie święto obcowania z ludźmi, święto wiary w człowieczeństwo? Bo przecież powiada się, że w dniu tym winniśmy stać się podobni Rachmanom. — Gospodarz skończył.
— Jakżeż to dowcipnie pomyślane — z uznaniem podchwycił hrabia Wojciech — że to co najlepsze, o ile ludzkie — tak bardzo daleko. Podróż z biletem Cooka do ideału człowieczeństwa — nie udałaby się. Liczy się na to, że nie ma śmiałka, który by przebył te trudności i dotarł do krainy rachmańskiej.
— Może jeszcze inaczej — uzupełnił pan Władysław. — Gdybyśmy gonili przez morza i kraje, zbliżylibyśmy się do nich tylko przestrzennie. A tutaj mamy wędrówkę w przyszłość — wieki tęsknoty i wytrwania potrzebne.
— Może nam zatem powie o tym pan Władysław na pożegnanie Godów — zakończył gospodarz.

2

Już koniec pogodnej śpiewance weselnej.
Była pora obiednia, opustoszały ogrody i dziedzińce.
Pogoda górskiego październikowego południa w pożegnaniu przyjacielskim obejmowała świat.
Uroczyście odziane mieniły się drzewa parkowe i sadowe. W głębi tło wielkich dębów, o ciemnej zieleni już z lekka rdzą pokrytej. Po bokach w migotaniu srebrzystym osiki biegły alejami w dal. Bliżej domu jawory uhaftowane festonami wielkich liści na pół zwarzonych. Przemienione jesiennie modrzewie świeciły płowością, a brzozy złote już, stały nieruchomo jak zjawy. Tuż pod domem przy wszystkich dróżkach czerwieniły się berberysy i derenie. Na ścianach płonęło w słońcu dzikie wino. Pomiędzy nimi na skręcie dróżki najjaśniej z całego ogro-