wozy stawały w długim rzędzie na drodze dojazdowej od rzeki aż po ganek. Z pokoi, z oficyn, z pobliskiej plebanii i karczmy przynoszono kufry, walizy i tłomoki, troczono je do kolas i pojazdów. Coraz gwarniej było na wszystkich podwórzach, a na dziedzińcu przed domem także coraz ciaśniej. Za bramą w opłotkach między wozownią a młynówką wprowadzano liczne wierzchowce huculskie, barwnie osiodłane, ustrojone wstążkami. Czekały tam, uwiązane tymczasem do płotów lub trzymane przez wyrostków i kobiety. Niecierpliwiły się i jak zwyczajne to u koni górskich, co długo samotnie przebywają po pastwiskach, podniecone widokiem tylu koni, rżały co jakiś czas i odpowiadały na rżenie.
Grupki ludzi gwarzących ustępowały z drogi pojazdom na ścieżki i trawniki. Tam wśród zieleni i kwiatów mieszały się czerwone i białe stroje huculskie z ciemnymi frakami, czasem przewinął się wśród nich biały podróżny prochownik lub błyszczący atłasowy chałat żydowski. Wszyscy czekali na uroczystość pożegnalną.
Dzwony jeszcze dzwoniły z oddali. Pan Władysław stanął pod wielkim modrzewiem a wokół stanęli lub usiedli na ławeczkach niskich przyjaciele, domownicy, liczni goście. Najbliżej stał gospodarz domu z żoną. Obok siedziały: pani Elżbieta i pani Józefina. A dalej za modrzewiem pan Tytus, pan Szczepanowski, pan Matczyński, Wasyl Dryndiuk, dalej liczni księża, między nimi ks. Buraczyński, ks. Pasjonowicz. Wśród nich hrabia Wojciech, dalej gość węgierski z Laordiny i pan Smolka. Po prawej stronie skupiła się garstka słobódzka, pan młody Euzebiusz, Torosiewicze, australijczyk Jock Eglyn i robotnicy Raróg, Pilichowski, Makoś, Czelny, a trochę dalej garstka młodzieży, wśród nich młody filozof Jezienicki i młodziutki lekarz o płomiennych oczach, brat pana Euzebiusza zwany Oluniem. Po lewej zaś stronie tłum górskich chłopów, co sięgał daleko poza otwartą bramę. Tam w tłoku można było dostrzec i Pigacza i Dmytra Szekieryka i Matijka i Wasyla zwanego Pawlijukiem. Przez ten tłum przedzierała się i utkwiła w nim panna młoda. Za nią podążał wytrwały jej tancerz, młody student, księżowski syn — Kiryło Trylowski. Na samym końcu przyszedł od strony sadów Iwan Franko wraz z redaktorem „Kuriera Lwowskiego“. Za nim dwaj biali starcy huculscy i młody rabin, syn kosowskiego rabina. W czasie przemówień wciąż przychodzili nowi słuchacze. Wychylali się zza drzew, zza konarów.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/452
Ta strona została skorygowana.