jaśniało spokojem! Jak promieniowały oblicza obcych, zdziwionych niespodzianką tych szczęśliwych godzin: australijskiego pioniera Dżouka, starego przyjaciela, kapitana angielskiego, zapalonego rybaka i młodego uczonego Węgra! Jak Dryndiuk zamykając zamglone bielmem oczy szeptał coś, a przy tym jakieś błogosławieństwa rękami lepił magicznie. A Suchońkij co raz popatrzył na pana Władysława, to wodził palcami po skrzypkach. Miast skrzypek jego oczy jastrzębie napełniały się łzami. Jak wstydliwie a cicho spoglądał pan Euzebiusz, jakby chciał ciałem zniknąć z widzialności. I jak najjaśniej z całego dziedzińca spośród tłumu chłopskiego płonęły dziecinne gorące oczy panny młodej! Gdy obok niej uprzejmy i cichy uśmiech wypływał z lica dziedzica chasydów, młodego jasnowłosego rabina.
Któż by to mógł opisać? Zaledwie dla tych, co znali tych wszystkich ludzi, co ich żegnali wtedy, te słowa znaczą tyle co wskazówka dla przypomnienia w żywej pamięci.
Pan Władysław patrzył długo nieruchomym wzrokiem jak miał zwyczaj. Jeszcze bardziej wydłużyła mu się twarz i jeszcze ostrzejszy stał się nos, wypogodziły się zmarszczki na czole.
Jak to się dzieje — powiadał — że witamy i żegnamy społeczeństwo?
Małe bezbronne dzieci zrastają się prawie z najbliższymi jak korale. Aliści zaledwie przybliżyły się, oddalają się już po trosze. Zbliżają się do siebie samych, zbliżają się do społeczeństwa.
Nie zawsze łatwo odnaleźć w pamięci, kiedy powitaliśmy społeczeństwo po raz pierwszy. Moje wspomnienie jest takie: wczesne dzieciństwo przeżyłem w ustroniu szczęśliwym, w dworze rolników-ziemian w Woliszkach na Żmudzi. Tam wszyscy byli rodziną, należeli do mnie, byli dla mnie. Jako dzieciak pięcioletni wyruszyłem wreszcie po raz pierwszy w świat. To jest przywieziono mnie do Wilna. Było ciepłe przedwiośnie. W Palmową Niedzielę szare jeszcze miasto zakwitło kolorowymi „palmami“. Stara to tradycja wileńska: różnorodnie barwione kwiaty, sporządzone z wiórów, kłosków, trawek, papieru, urobione w snopy, kwiaty, gałęzie jabłoni, róże i lilije. A z tym zieleń żywa lub zarodki zieleni: jałowiec poświęcany, wierzby z jagodnikiem lub same tylko „kaciuszki“ szare. Pękami ozdabiano wszystkie progi kościołów, przechodnie mieli w rękach takież pęki. Także wozy, powozy i konie były ustrojone. Licz-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/455
Ta strona została skorygowana.