wane“, a raczej jak poczwarka „robaki niedoformowane do końca“.
Zrodzeniśmy dla godów, dla godów różnych.
O odejściu od godów mam mówić. Odejść od godów? To nie tylko smutne, to prawie nie ma sensu. Od godów nie odchodzi się już do dnia codziennego, takiego jak wczoraj.
Kto był skazańcem, kto pewny był już śmierci, komu zostało kilka dni tylko, kilka godzin życia, pojmie lepiej niż inny co to znaczy gody życia. Co to jest życie podwyższone. Tak jakby tuż przed nocą zatrzymało się słońce, zaczęło się rozpalać, a z niego jeszcze jedno słońce rozgorzało na niebie.
Przed samym odejściem wraża się nam memento ostatnie, iż istnieją powołania i powitania dalsze, że nas coś od godów do godów woła, jak te ptaki odlotne.
Rozglądnijmy się jeszcze raz naokoło. Nie ujrzymy się tak razem.
A gdy się rozjedziemy do naszych domostw, zabierzmy na przyszłość ze sobą więź, która nam się objawiła. Sprawdzimy tedy, że ta społeczność jest naprawdę nasza, z którą przebywamy z sercem w samotności. Woła nas jej obecność nieustająca.
O tym na pożegnanie chcę coś rzec. O godach wyższych, o niewidzialnej obręczy, która nas wiąże. O społeczności, co czeka i czuwa nad nami.
Zapewne niejeden już odgadł, że chcę powiedzieć o Rachmanach i krainie rachmańskiej.
Podobna godom naszym ta jesień górska najpiękniejsze w roku dni nam darzy. To szczyt roku, gody roku.
A pożegnania szept nad nimi zawisł: wkrótce zajdzie słońce, nagle spadnie noc, lada dzień może spaść śnieg.
Niechaj myśl nasza przelata sobie od godów do godów.
Ptaki odleciały, ptaki powrócą. Żegna nas jesień godowa, powita nas wiosna biedna lecz radosna. Odpływ, przypływ. Gdy lody i kry spłyną, na rozbujałej wodzie Czeremoszu spływać będą tylko białe koszyki świeżego lodu, podobne kwiatom lotosu lub większe girlandy, płynące jak koła białych łabędzi. To znak, że i na szczytach wysoko już taje. I wtedy przyjdą święta wiosenne, cała girlanda świąt.
Wtedy to, od Wielkiej Środy aż do Piątku, gdy dzwony milkną, gdy od cerkwi słychać tylko klekotanie grzechotek jak pochód piszczeli, lub w Wielką Sobotę, gdy świat ogarnie głucha cisza, chyłkiem wychodzą ludzie z chat, zazwyczaj o
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/457
Ta strona została skorygowana.