ich myśl o dzwonach dalekich. I pewnie jeszcze kraje nasze jęczały pod wrogiem-pohańcem, pod jarzmem tatarskim. Człowiek dawał znak dalekim opiekunom. Wiedział, że nie jest sam.
I na Rachmańską Wielkanoc dociera do nas odpowiedź. Słychać dzwonienie dalekie. Wtedy i u nas się obchodzi „Wełykdeń rachmański“. Nie jest to święto oficjalne, obowiązkowe, ale też nie tajemne jakieś ani czarnoksięskie, pogańskie rzekomo, z którym się trzeba kryć przed księdzem, przed władzą. I nie czarodziejskie, któremu szkodzi jasność, a które budzi podejrzenia co do intencji, co do uroszczeń ludzkiej potęgi. To święto wdzięczności słobodnej. Na pamiątkę, iż niegdyś Rachmanowie dobrą wolą wiedzeni, pospieszyli przez wielkie morza ku Jeruzalem. To także święto tęsknoty, przeczucia. Jeszcze nie nasze ono, zaledwie pierwsze echo jego świętujemy — —
Sama ziemia świętuje je ciszą, pogodą wiosenną. Cała zielona, świeża. Broń Boże naruszyć ją, i gdyby ktoś pracował na roli w dniu tym, przez siedem lat banowałaby ziemia. Wielkie jest podobieństwo, a niemało o tym przekazują, że gdyby kto kaleczył ziemię lub tylko kijem ją uderzył, świeża krew by z niej trysła. Lecz można siać bławaty i wianki wolno wić, wianki barwinkowe, godowe. W tym dniu pości się w miarę na podobieństwo Rachmanów. A przede wszystkim trzeba przyjaźnić się z ludźmi — nabyć się z ludźmi — można też pójść na jarmark rachmański do Kut. Idąc na jarmark nie godzi się ani smagnąć batem chudoby, ani krzyczeć na nią. Owieczki niech się napasą po drodze świeżą trawką, młode świnki niech poswawolą sobie. Po drogach ludzie witają się jeszcze grzeczniej niż zwykle, przyjaciele ściskają się jeszcze serdeczniej. Na jarmarku ani targować się, ani handryczyć się, broń Boże, nikomu do głowy nie przyjdzie. Nie tylko kucki Ormianin, także Żyd, choćby jaki zapalony do targu, w tym dniu cichy, zgodliwy. W tym dniu — powiadają — i jego wiara jest rachmańska, razem z naszą idzie równym krokiem. Po drodze najlepiej zajść by do przyjaciół starych, zyskać nowych przyjaciół, podczas gościny bajki opowiadać, zagadki i przy fłojerze pieśni śpiewać najstarsze.
W domu, po wsiach, po osiedlach świętuje się w uroczystej cichości. Bez ostrzejszego słowa, bez ostrzejszego ruchu, powoli snują się ludzie cały dzień, w milczeniu, w powadze, w pogodzie. Na carynce rosistej białej jak tam w cieniu pod Synyciami, albo wysoko w słońcu na Tarnoczce, na łące su-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/460
Ta strona została skorygowana.