lepsze ma oczy. Nie moglibyście go przecież namawiać jeszcze głośniejszym krzykiem, albo chełpić się, że macie lepsze oko, tylko ot spokojnie, czemnie poprosilibyście go aby sam przez lunetę tę zaglądnął — jeśli ma oczy. I tak we wszystkim czynią Rachmani.
Każdy z nich wie, że świat Boży jest bez końca, że może być kraina jeszcze lepsza, jeszcze piękniejsza od tej ziemi. Że z ciemności tajemnych narodzą się nowe światła. Zatem nikt nie myśli wynosić się i hardzić.
Opowiadają jednak, że samo morze i ta rzeka ogromna bronią przystępu do krain rachmańskich. A z drugiej strony góry największe na ziemi zasłaniają ich i chronią. Tak to już ziemia sama dała im kolebkę dla tego niezamącenia, dała schronienie samotności.
Sami nie rozumieją dobrze co mówią ci, którzy powiadają, że Rachmanowie są ubodzy. Bogaty jest rachmański świat i bujny. Napracowali się przez lat tysiące i dziś nieustannie pracują. Poznali świat, zebrali skarby tajemne, podsłuchać umieli niejeden szept, którym do nich przemówiła ta ziemia święta. Ale tam zawsze tak było i jest, że nikt nie chce wszystkiego sam łykać, sam dławić się wszystkim jak młody wilk zagłodzony. Właśnie ci którzy najwięcej wyszukali skarbów, biedniej żyją niż u nas jaki najmita połoniński, choć cały świat ma dla nich wdzięczność. Nikt nikomu nie zazdrości, bo nikt dla siebie wszystkiego nie chwyta. Skały większe od Czarnohory przekuli na tumy, na cerkwy, organy skalne w nich pobudowali. Mosty ze szczytów na szczyty pozarzucali. A wszystkie te ich prace proste i mądre jak zabawki dziecinne albo tajemne, dziwne, przed tysiącami lat wymyślone. Bez hałasu, bez dumy, jak korzenie drzew głęboko poukrywane w ziemi, wpojone w skały, w jeziora, w wody wplecione. A przy tym wierni są starym przyjaciołom. Nie pozbyli się koni, ani krów, ani owieczek i każdy z nich ma w puszczy pobratymczy ród zwierząt, z którym żyje w przyjaźni.
Nieczęste są i godne, ale radosne świętowania rachmańskie. A im cichsze, tym piękniejsze, chociaż i takie są, wśród których śmiech młodzieży gra jak śmiejące się wody. A świętem jest każde spotkanie, każde towarzyszowanie, obcowanie. Dzwonami płynie wielka ich wspólnota, do innych wspólnot dalszych, najdalszych szlą pozdrowienia. I także nasze uszy, gdy się natężą, usłyszą coś, a zamroczone ludzkie oczy gdy się rozjaśnią, pobędą z nimi.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/469
Ta strona została skorygowana.