Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

W księgarni Żyborskiego pani Zuzanna rzuciła się z miejsca na ówczesne wydawnictwa krakowskiego „Czasu“. Przez jej pośrednictwo znalazły się w bibliotece krzyworówniańskiej takie książki jak: „Wieczory florenckie“ Juliana Klaczki, albo „Szkice historyczne“ Macaulaya, słynnego liberała i owego niezapomnianego wicekróla Indii, który programem oświatowym i szkolnym śmiało włączył tradycjonalne Indie w nurty europejskiej umysłowości. Można by chyba bez przesady powiedzieć, że bez niego ani Gandhi, ani Nehru, ani cała nowoczesna państwowość indyjska, tak ściśle związana ze swoistym angielskim prawem i jego praktyką, nie byłyby możliwe. Oba te dzieła przełożył profesor uniwersytetu krakowskiego, Tarnowski[1], i już to samo było dla sfer ziemiańskich dostateczną rekomendacją. Na korzyść Juliana Klaczki przemawiało jeszcze, że był neofitą ze sfer kabalistycznych Wilna, rzekomo nawrócony pod wpływem Dantego. A jeszcze więcej, że na łamach prasy francuskiej niezmiernie śmiało i jasnowidząco atakował wielkiego karierowicza politycznego, a raczej twórcę nowobogackiego państwa, nowego cesarstwa niemieckiego. O tym panu mówiono jeszcze, że śmiertelnie obraził apostolskiego cesarza Franciszka Józefa, wyrzucając go poniżająco z Rzeszy niemieckiej, a podnosząc wyskoczków cesarskich, za jakich uważano Hohenzollernów.
Pani Zuzanna nie znosiła karierowiczów i wyskoczków, ale miała śmiertelne pretensje rodzinne pod adresem cesarza Austrii, albowiem nie tak dawno, najwyżej przed czterdziestu laty, podważył egzystencję całego ziemiaństwa, uwłaszczając na podległych mu ziemiach Galicji i Lodomerii chłopów pańszczyźnianych. Ten zaborczy krok uważała za bardziej fatalny niż wszystkie wyzwania księcia Bismarcka, a nawet okrucieństwa cara Mikołaja.
Zaledwie weszli do księgarni Żyborskiego, uderzył ich podniecony hałas, targ ząb za ząb jak na rynku, bo oto chłop w płótniance zamierzał kupić cały stos książek szkolnych dla swoich dzieci i prosił pana Żyborskiego o zniżkę cen.
— Panoczku, dajcie trochę taniej, bo wydać 15 guldenów za papiery, to więcej wynosi niż dorodna cieliczka.
Pani Zuzanna nie mogła się pohamować:

— Czego się tym ludziom zachciewa? Nie dość, że nam wydarli grunta odziedziczone od naszych przodków, jeszcze chcie-

  1. Potomek zwycięzcy hetmana spod Obertyna (przypisek Autora).