przynoszą im pożywienie. Stawiają cichutko na brzegu puszczy, na skraju skał, aby nie mącić rozmowy, nauki, spowiedzi i modlitwy.
Taka właśnie jest opowieść drzew z dawna przekazana. Była w rachmańskiej ziemi wielka stara kiedra — „Imię jej tajemne“. Imię to po drzewnej pramatce miała przekazane. Jeszcze w młodości swego wieku prosiła ojców rachmańskich, aby to imię jej nadali. Aby w monastyrach i na skałach zapisali je na pamięć.
Tak opowiadała starcom rachmańskim raz w Wielką Noc. Tak szeptała wnikając w ich myśli:
Wlały mi soki ojce moje i ta ziemia rachmańska — soki zbawienia. Soki te dają mi wiedzę o tym, co ojce drzewne wiedziały. A także co przekazane miały od rachmańskich ojców pustelniczych, czym się dusze drzewne i rachmańskie przeszumiały wzajem.
Ta wieść powierzona była tylko drzewu jednemu, przez istotę wzniosłą, przez pustelnika młodziutkiego, który z tym drzewem wiecznym ślubem się związał. Dlatego nie mogą jeszcze tej wieści drzewa szumieć razem, chórami jej nie głoszą. Tylko ja jedna chowam w krwi żywicznej, przez wieki ojcom pustelnikom ją powierzam. Coraz pełniej wrasta i gra we mnie, w mych słojach, w mym rdzeniu, rozszerza się, krzepnie, a przeze mnie w duszach Rachmanów.
Młodości Bożej dzieckiem był pustelnik. Z rodu gwiazd świetlic niebieskich. Schodami ze światów gwiezdnych zstąpił. Jak źródło szczytowe świat odmładzał. Jednał się ze światem, wtapiał się w soki drzewa, gałązkami tysiące ramion ku światu wychylał, wzrok swój posyłał przez igliwie i listowie drzew. Tysiącami oczu zielonych ku światu spoglądał. Gdzie były źródła młodości ukryte. Wzrokiem je otwierał, skinieniem je skupiał, wodospad młodości przez światy wszystkie przelewał. Witały go gwiazdy, witały jak swego. Chóry niebieskie z tumów i ołtarzy gwiezdnych mu się radowały.
Tak do największego szczęścia doszedł. I wtedy dopłynęły do oczu jego, do listków zielonych obrazy smutne. Ze światów najoddaleńszych, gdzie szkodzą sobie i rozpaczają, gdzie męczą się i błądzą w ciemnościach. Zadzwoniły mu jękami chóry płaczące.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/471
Ta strona została skorygowana.