Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/472

Ta strona została skorygowana.

Znów duchem z drzewa wypłynął wieszcz, kupił się w sobie i pomyślał:
Niezupełna ta świętość, niepodobna gwiazdom, jak długo w tak wielkich ciemnościach, w odmętach jęków, pogrążone pokrewne nam istoty.
Nie ma większego ziszczenia, szczęścia większego nie ma, niż płonąć i świecić w ciemnościach.
Ze wszystkich podrużonych i zbratanych ze mną drzew, drzew tajemnicy, drzew mądrości, drzew umiłowania, jednym się będę sławił najbardziej: drzewem krzyża mojego.
I zaszumiała mu koroną kędziorną, wyniosłą jak czoło Boże, pramatka kiedra — „Imię jej tajemne“:
Zgaduję twe pragnienie. Popłynę z tobą przez morze, nauczycielu. Za maszt korabiu weź mnie. Usynów mnie twoim drzewem żywota, drzewem umierania. Te same żelaza przebiją moje i twoje ciało. Krew twa z moją się zmiesza żywicą.
Prosiła tedy kiedra ojców rachmańskich najstarszych aby ją ścięto, aby rzeką wielką, jeziorami ku morzu spuszczono. Popłynął z nią młody pustelnik. Żegnały się z nim połoniny, z każdego jeziora dzwony im grały i dzwonki rachmańskie. Cudowały się błogosławiąc, otulały muzyką. Na brzegu morza stanął okręt, na nim maszt wyniosły. Jako maszt krzyżowy na falach stanęła kiedra jak niegdyś na stoku połoniny. Słuchała pożegnania dzwonów, spoglądała ku falom. I popłynęli szlakiem słońca za morza wielkie, ku Jeruzalem ku górze Syjońskiej. A gdy płynęli rzekł do niej mistrz te słowa:

Siostro Tajemne Imię! Szum chorały,
O czym te morza za mną przeszumiały,
I czym przede mną grając morza grożą
I o tym, święta! co my darzym morzu.
Wiedz, cicha w wichrach, a w ciszach wichrowa:
Nic się w tym kręgu przed tobą nie schowa. —

Tyle mówi się w tym kraju o pustelniku młodziutkim, o wieszczu jedynym.
Taka jest opowieść drzewa, które otrzymało nazwę tajemniczą. Na cześć serca gwiaździstego! Na chwałę boleści tajemnej, radosnej!

Tak to słuchają opowieści drzew pustelnicy rachmańscy. I oni słyszą jęki z przepaści dalekiej. Czekają na dusze cierpiące, zapraszają je na gody swoje, gody ofiarne. Czasem nalecą