niepokonanej głupoty. A Peczeniżyn, osiedle resztek wojowniczych i rosłych Peczenihów, za uosobienie parafialności.
Peczeniżyn nieśmiało tej opinii przeciwstawia i wędrówki Peczenihów i dawne wieści, że na Wakulcu istniał zamek, a na Monastyrzu bardzo stary klasztor, zniszczony później przez Tatarów. A już z dumą wywodzą peczeniżanie, że najsłynniejszy bohater — watażko Wierchowiny — syn biedaków Dobosz młodziutki stąd pochodził. Nie brak też i takich głosów, że tu przecież pracując i siedząc pan Stanisław Szczepanowski wybił dla całego kraju okno na świat. — Cóż z tego, że wybił okno, kiedy je zamurowano gruntownie? — Nie! — odpowiadają wierni, starzy peczeniżanie i słobodzianie. — Inni zapomnieli, ale my nie! — Istotnie dla starych ludzi, i dla polskich mieszczan-rzemieślników i dla gazdy, starego radykała ukraińskiego, dla zbiedniałych Żydów-przewoźników dotąd święte to imię.
Kołomyja choć nie dba o tak romantyczne tytuły do sławy, śmiało uważa się nadal, na przekór wszystkim, za miasto nie tylko sławne, ale pełne kultury i mądrości. Już dawno musieli być jacyś niedowiarki, co wątpili o Kołomyi, bo stara pieśń hardo powiada: „Kołomyja nie pomyja, Kołomyja misto“. Przecież już po wojnach napoleońskich, gdy pułki pokuckie zajęły Paryż, cała Kołomyja mówiła po francusku — po prostu na codzień. Ale — broń Boże — żaden żołnierz kołomyjski, opuszczając Paryż, nie dał sobie zaimponować. Każdy szczery kołomyjanin twierdził: „Wse krasnisza Kołomyja!“
Wójcicki, chwaląc Pokucie, zaświadcza wprawdzie o tej powszechności popędu do używania francuszczyzny przez Kołomyjan — ale bynajmniej nie upiera się, by mówili po parysku — owszem — po kołomyjsku. W nowszych już czasach, gdy Anglicy i Kanadyjczycy wraz z Stanisławem Szczepanowskim i Feliksem Vincenzem odkryli bogate źródła naftowe w Słobodzie Rungurskiej, ze Słobody przyjeżdżali coraz częściej do Kołomyi, uwijali się po Kołomyi, prawdziwi Anglicy w cylindrach. Kołomyja zawsze idzie za postępem. W krótkim czasie zrobiła się całkiem angielska. Anglik z Kołomyi jest po dziś dzień powszechnym w Polsce zjawiskiem, a Kołomyja niemało dumna z tego. Hołdując tak wyższej kulturze, choćby z Wiednia, choćby z Warszawy, Kołomyja naraża się jeszcze na zarzut, że jest tępa na urok własnego regionu, że nie jest dość wdzięczna wobec własnych proroków. Dlatego może wielki poeta, dziecko ziemi kołomyjskiej, i tu niedostatecznie ce-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/483
Ta strona została skorygowana.