czą, że były tam lasy kiedrowe. (Podobnie było z drzewem cisowym). Z powodu butynów i wzmocnienia się ruchu przez Czarnohorę, napływu robotników z węgierskiej strony, nawet słynna dziedzina Doboszowa, połonina Kiedrowata, w której rzekomo do dziś drzemią skarby Dobosza, nie była już tak niedostępna i pusta jak dawniej. Tam właśnie zachowany był ostatni stary las kiedrowy, należący do dworu. Choć siedemdziesiąt lat temu nie było jeszcze haseł ochrony przyrody, dziedzic szanował lasy, tym bardziej w poszanowaniu miał sędziwą kiedrynę. Innych kradzieży leśnych dziedzic co prawda nie brał sobie zbyt do serca. Opowiadają, jak nawet wcale bezceremonialnym złodziejom leśnym, co zaprzągłszy cztery pary wołów przywieźli na własne podwórze niedawno zrąbaną w dworskim lesie jodłę, tak ogromną, że nikt dotąd nie mógł jej ruszyć z miejsca, dziedzic uroczyście podarował skradzione drzewo, za to tylko, że potrafili dać mu radę, że je przywieźli całe, nierozkłute. Walczył jednak o kiedrynę. Coraz częściej dochodziły wieści o wyrębywaniu kiedryny, o dostarczaniu kufrów i skrzyń do miasteczek na doły. Ludzie ze wszystkich stron, co w czasie butynów poznali Czarnohorę, przychodzili z czekanami i siekierami kopać skarby w skałach. A że nie było skarbów, czy też jako niewtajemniczeni nie mogli do nich dotrzeć, brali się do lasu kiedrowego. Opowiadali jeden drugiemu, aż powoli dorywczy, rabunkowy przemysł z tego powstawał. Jedni niszczyli jawory i wywozili na doły koryta i drewniane naczynia jaworowe, inni zaś zużytkowywali drzewo kiedrowe. Rzucano podejrzenie i na domowników. I dzisiaj ludzie starzy obwiniają Josenka, co był arendarzem w karczmie nad ujściem Bystreca, zwanej Czerdak, że on to potajemnie organizował wyrób skrzyń, kufrów kiedrowych i sprzedaż ich na doły. Zdaje się, że dziedzic nigdy o tym się nie dowiedział.
Iwanko Matarżuk przelatywał lasy, z całą furią brał się do złodziei i niszczycieli kiedr. Przez jakiś czas było lepiej, aż znów gdzieś jakiś butyn w pobliżu się otworzył. Ilekroć lasy i płaje zaczęły roić się od ludzi, trudno było upilnować kiedry. Jednak Iwanko nie dawał za wygraną. Łapał złodziei, staczał z nimi boje, posyłał ich albo sam odprowadzał do Krzyworówni, przed oblicze dziedzica.
Nieraz Iwanko istotnie nawet narażał się w obronie kiedryny. Raz, już w późniejszych latach — tak opowiadają — dopadł w lesie kiedrowym jakiegoś młodego kłusownika. Ten,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/500
Ta strona została skorygowana.