z dołów najmici „bojkowie“, oddawali się im w opiekę, zawierali symbrillę, umowę służbową. Poświęcali im swą pracę, przeważnie pasterską, na szereg lat, na całe życie prawie. W nagrodę za to otrzymywali później sami najmici, albo ich dzieci, gospodarstwo. W ciągu jednego pokolenia stawali się wolnymi ludźmi, gazdami, przejmowali życie i zwyczaje pasterzy. Czasami przynosili jakieś nowości rolnicze.
W ubiegłych wiekach, w oczach górskich ludzi, panowie rządzili tutaj sposobem rozbójniczym. Góry nie miały jeszcze dla nich prawie gospodarskiej wartości. Toteż nie wprowadzali stosunków gospodarskich ustalonych. Ich uroszczenia przychodziły jak naloty rozbójnicze, jak nagła fala powodzi. Nie były też nigdy uznawane, wywoływały czasem opór rozpaczliwy, wzrost rozbójnictwa wśród ludności. Ale w czasach, o których mówimy, a tym bardziej po osiedleniu się nowych gospodarzy, dwór coraz bardziej przybierał sposób życia gazdowski, nie — pański. Było to życie — bez postępu. Jak niegdyś do gazdów, przychodzili z dołów wolni najemnicy „bojkowie“. Nie było już prawie hajduków, ani „kozaków“, całej tej próżniaczej sfory pańskiej, na utrapienie ludzkie wymyślonej. Miejscowi górscy ludzie jednak prawie nie znali pracy rolnej i nie najmowali się. Dlatego to bojkowie z dołów: Ilko, Semen, Andruś, Hawryło — byli pierwszą właściwą służbą we dworze. Za tymi pierwszymi bojkami przychodzili potem inni. I ci najmowali się na szereg lat, jak niegdyś u gazdów. Po wysłużeniu wszyscy otrzymywali grunta i inwentarz od dworu, osiadali w górach, stawali się gazdami.
Miejsce dawnych hajduków, ale tylko dla pilnowania lasu, dla polowań, a w późniejszych czasach dla dozoru nad wyrębami leśnymi i nad spławianiem drzewa — zajęli pobereżnicy Huculi. Chodzili wystrojeni, wyczuczurzeni i uzbrojeni jak jakieś wojsko fantastyczne. Służba w dworskich obszarach leśnych była miejscem ochrony ich gatunku, miejscem utrzymania starej formy życia. Wszyscy bowiem byli z rodów opryszkowskich, o tradycjach opryszków, rozbijaków i kłusowników. Gdzieniektóry miał za sobą więzienie, niekoniecznie krótkotrwałe, za kłusownictwo i związane z nim przekroczenia i zbrodnie, za taką czy inną upartą niesforność wobec prawa, nazwanego przez nich pańskim. Jeden i drugi po latach i to w późnym już wieku zginął w bójce, w pojedynku na topory. Ich służba to nie tyle służba była, ile raczej z początku zawieszenie broni z dworem, a później po latach pobratymstwo.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/508
Ta strona została skorygowana.