ilość dawnych świąt. Treść tych świąt polegała na tym, że jakieś szczególne roboty, czy to tkanie, czy przędzenie, czy praca w polu, były zakazane, bo inaczej z przekroczenia tradycyjnego zakazu może wyniknąć jakieś nieszczęście, jakaś szkoda dla bydła, kalectwo albo niebezpieczeństwo ze strony gromu lub burzy. Człowiekowi, patrzącemu z boku, wydawało się, że święta takie polegały po prostu tylko na nieróbstwie, a samym świętującym dawały jeszcze także nastrój świąteczny, pogodny, beztroski. Znamienne było, że większość tych zakazów dotyczyła robót kobiecych. Istnieją różne ironiczne przypowiastki o tych świętowaniach. Między innymi taka: Pewien gazda niezamożny miał żonę, która prawie każdego tygodnia przez wszystkie dnie z jakiejś racji świętowała. Poniedziałek to święty poniedziałek, boży ratownik, nie godzi się tygodnia źle zaczynać: nic nie robiła. Wtorek to drugi dzień w tygodniu, także go trzeba szanować, nie natężała się. Środa zaś to „boża środa“, bożka czyli post, i pościć trzeba i nie godzi się robić. Na czwartek jak czasem, także coś sobie znajdowała, ale to była jej tajemnica, w piątek zaś i palcem nic ruszyć nie można, bo to przecież jeszcze większa bożka niż środa. I w sobotę zazwyczaj nie robiła, bo to dzień dziadowy, zaduszny, mogliby się pogniewać dziadowie na tamtym świecie. O niedzieli i wspominać szkoda. I koło pieca nie wolno się zakrzątnąć. Tak przez cały tydzień. Gdy już nie mogła nic wyszukać, powiadała, że to Sawy albo Warwary, albo tym podobne święto. I tak przez całe życie. „Serbowała, serbowała“, nigdy, broń Boże, święta nie naruszyła. I z ludźmi żyła dobrze, bogobojnie. Zabaw i tołok w sąsiedztwie ściśle pilnowała. W ten sposób zbiedniało, zniszczało całe gospodarstwo. Gdy umarła świętobliwa żona, mąż włożył ją nagą do trumny. Przyszedł ksiądz odkrył trumnę, patrzy, oczom nie wierzy. Pełen oburzenia zwraca się się o wyjaśnienie do męża. Zbiedzony i wynędzniały mąż opowiedział otwarcie o swojej biedzie, o wszystkich świętowaniach żony, które doprowadziły do takiej nędzy, że w końcu nawet koszuli nie miała. Stosownie do tego ksiądz, zamiast sławić pamięć umarłej, zaczął przyśpiewywać:
Hóspody pomyłuj, Hóspody pomyłuj,
a od takiej żonki ochroń i zbaw.
Od świątek takich, Warwar i Saw.
Nie „sawić“ ci było i nie „warwarzyć“,
lecz prząść, koszule szyć, mężowi warzyć.
Hóspody pomyłuj! Hóspody pomyłuj!
Od takich żonek ochroń i zbaw. —