Od tego czasu, gdy się o tym wieść rozeszła, kobiety zaczęły się wystrzegać zbyt licznych świętowań. —
Tym dziwniejsze, że właśnie we dworze ilość kobiet pracujących zwiększyła się stopniowo do liczby czternastu. Jednak byłoby to mylną konstrukcją myśleć, że odbywał się tu jakiś jednolity „proces“. Stosownie do obyczajów, pełnych fantazji, żadna, zdaje się, z tych kobiet nie przyszła do służby z zamiarem służenia. Taka służba byłaby, przynajmniej w owe czasy, poniżeniem, natomiast w każdym wypadku geneza służby i ustosunkowanie się do służby u każdej kobiety inne, odrębne, u każdej było połączone z jakąś przygodą. Jedno było tylko wspólne, że dwór był miejscem bezpiecznym.
Jest taka zabawa, znana dobrze dzieciom i wyrostkom huculskim, zwana biłyczka, tzn. wiewiórka. Jeden chłopak, odgrywający wiewiórkę, skacze a raczej zlatuje z drzewa na drzewo z niezwykłą śmiałością, naginając wierzchołki młodych buków lub olch, a drugi chwytający, zwany kotem, może biegać po ziemi i po drzewach, jak zechce. Gonionemu nie wolno, w myśl zasad zabawy, zeskakiwać na ziemię. Jest tylko jedno, specjalnie zakreślone miejsce, zwane „pańskim“, na które może się schronić. Jeśli skacząc z drzewa na drzewo dobiegnie w końcu na „pańskie“, jest bezpieczny od pościgu, wygrał.
Podobnie chroniły się na „pańskie“ do dworu w ciągu lat różne kobiety, przez różnych prześladowców ścigane.
Pałahnę mąż przywiązywał do swołoka za nogę i tak wiszącą bił rzemieniem z nieuzasadnionej zazdrości albo po prostu z fantazji.
— Doskonały na opryszka — zapewniała, jakby z uznaniem, Palahna. Uciekła na „pańskie“ do dworu, z dzieckiem przy piersi. Więcej do męża nie wróciła. Opiekowała się pozostawionymi dziećmi, ale z daleka. Zwłaszcza że, jak zapewniała, syn poszedł w ojca: opryszek — doskonały! — We dworze Pałahna stała się później po prostu członkiem rodziny. Ale chociaż, jak powiadano, żyła w „pańskim“ stanie“ — nie chciała mówić pańską mową i za nic w świecie nie włożyłaby na siebie żadnej części stroju „pańskiego“, uważałaby to za obrazę swego stanu, niemal za hańbę. — Nie jestem przebranka jakaś, jestem gazdynia. — Nawet dzieci „pańskiego“ rodu systematycznie rutenizowała, kazała im mówić mową „ludzką“, byle nie pańską. Oddana, wierna, bezwzględnie uczciwa, uczciwa aż do jakiejś zazdrosnej gorliwości — sucha, drobna i delikatna Pałahna była przewrażliwiona, a nawet obraźliwa. Jeszcze po
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/512
Ta strona została skorygowana.